wtorek, 28 stycznia 2014

6. This is Sam

Miłość nie pragnie, aby jej dogadzano, ani nie stara się o własną wygodę; lecz troszczy się o dobro innych i buduje Niebo pośród piekielnej rozpaczy. - William Blake


Flora:

       Jak on tak mógł powiedzieć? Nie miał do tego żadnego prawa! Szłam pustym korytarzem, a mój wzrok przesłaniały łzy. Chciałam jak najszybciej zaszyć się w swoim pokoju, żeby nikt nie widział jak płaczę przez tego parszywego dupka, Pana-Najpierw-Mówię-Potem-Myślę-Choć-Przychodzi-Mi-To-Z-Trudem-Horana. Poza tym... Jak mogłam być taka głupia, żeby przy wszystkich mówić o przeszłości?! Przecież to miało pozostać tajemnicą! A co jeśli zaczną się dociekliwe pytania, na które nie mam zamiaru odpowiadać?
       Westchnęłam i wierzchem dłoni otarłam mokre policzki. W tej samej chwili się z kimś zderzyłam. Z głuchym odgłosem upadłam na podłogę.
- Ojej, strasznie przepraszam! - usłyszałam wystraszony głos należący do jakiegoś chłopca. Spojrzałam na niego. Wyglądał na jakieś czternaście lat, miał kręcone brązowe włosy, nienaturalnie bladą cerę i duże niebiesko-szare oczy. Był do tego trochę niski.
- Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się do niego uspokajająco i wstałam. - Jak masz na imię?
- S... Sam. - wyjąkał, a jego dolna warga zaczęła niebezpiecznie drżeć. W mig zrozumiałam o co chodzi. Kucnęłam, żeby znaleźć się na wysokości jego oczu. 
- Jesteś świeżym wampirem. - stwierdziłam łagodnie. - Nie martw się, pomogę ci się wdrożyć do nowego życia, Sam.
- Naprawdę? - w jego głosie rozbrzmiała nadzieja.
- Naprawdę. Wiesz, przypominasz mi mnie i mojego młodszego brata. Też miał na imię Sam i wyglądał identycznie co ty. A ja również byłam zagubiona, kiedy zostałam przemieniona. Tylko, że wtedy nie miałam nikogo, kto mógłby mną pokierować. - wyprostowałam się i wyciągnęłam do chłopca dłoń. - Chodź, Sam. Pójdziemy do dyrektorki, żeby się odpowiednio tobą zaopiekowała. Akurat mam z nią teraz lekcje. I tak na marginesie, mam na imię Florence, ale mów mi Flora.


Niall:

       Przyznaję, że przesadziłem wtedy w jadalni, ale poniosło mnie, kiedy w lustrze zobaczyłem czerwone włosy i ten zielony strój krasnala. A gdy Flora zaprzeczyła, jakoby to ona za tym stała, aż mnie krew zalała! Jednak zareagowałem zbyt ostro. I, niestety muszę to przyznać, muszę ją... przeprosić. Już oczami wyobraźni widziałem jej tryumfujący wyraz twarzy. Westchnąłem bezgłośnie i postanowiłem skupić się na lekcji, co okazywało się jednak strasznie trudne, bo moje myśli bezustannie zajmowała Mercer, co mnie z kolei jeszcze bardziej irytowało. Chciałem ją wyrzucić ze swojego umysłu, ale im mocniej się starałem, tym coraz więcej o niej myślałem. Co jest w tej wampirzycy takiego niezwykłego, że tak przyciąga moją uwagę, pomimo całej nienawiści, jaką do niej żywię? Nawet pół wieku temu nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi na podobne pytanie. Tyle, że wtedy byłem w niej zakochany i nie myślałem racjonalnie... 
       Dosyć! Masz się zająć lekcją, Horan. Skupiłem swój wzrok na dyrektorce, która, o ile dobrze się orientowałem, mówiła właśnie o pakcie zawartym przez wampiry i wilkołaki w siedemnastym wieku w Lizbonie. W sumie to bardzo ciekawie opowiadała, jednak jej wykład został nagle przerwany.
- Pani dyrektor, bardzo przepraszam za przerwanie wykładu, ale przyprowadziłam nowego ucznia. - powiedziała Mercer, wchodząc do sali, a za nią wszedł brązowowłosy chłopiec, który wyglądał na bardzo przestraszonego i tulił się do dziewczyny. - Sam, to jest pani dyrektor Collins, o której ci mówiłam.
- Cześć, Sam. - dyrektorka uśmiechnęła się do szatyna, który jeszcze mocniej przywarł do Flory. - Wiesz, że długo cię dzisiaj szukałam?
- Ja... ja... się zgubiłem. - wyjąkał Sam.
       Collins zaczęła coś do niego mówić przyjaznym tonem, a ja nie mogłem oderwać wzroku od przytulającej młodego wampira brunetki. Sposób, w jaki go przytulała, głaskała po głowie... Jakby był jej młodszym bratem. Rodzina Mercer nie żyje, a o ile wiem, to miała czwórkę rodzeństwa, z czego dwóch młodszych braci, młodszą siostrę i starszego brata. Widocznie ten chłopiec musiał obudzić w niej uśpione siostrzane uczucia. Nie wiedzieć dlaczego, zrobiło mi się jej żal. Co jak co, ale nikt nie zasługuje na to by nie mieć rodziny. Nawet Flora. Kiedy w mojej głowie trwała gonitwa myśli, dyrektorka powiedziała coś, co od razu przykuło moją uwagę. 
- Widzę, Sam, że zdążyłeś już polubić Florę, co? - chłopiec niepewnie skinął głową. - W takim razie, Floro, chciałabym, żebyś zajęła się tym chłopcem do czasu, kiedy nie poczuje się w naszej szkole pewnie i swobodnie.
- Dobrze, pani dyrektor. Zrobiłabym to nawet bez pani prośby. A co z lekcjami?
- Z tym nie będzie problemu. Twój partner z projektu na psychologię będzie ci przynosił lekcje. Mogę cię o to prosić, Niall? - kobieta spojrzała na mnie prosząco.
- Tak, pani dyrektor. - przytaknąłem niechętnie. Ale... czy po tym co zobaczyłem, ta niechęć była uzasadniona? I prawdziwa?

Jo:

       Kiedy lekcje się skończyły, Flora przyprowadziła tego małego, Sama, do świetlicy, gdzie siedzieliśmy już w naszym stałym miejscu. Mały nadal był przerażony, co właściwie było zrozumiałe. Okropnie mi go żal. W wieku czternastu lat zostać przemienionym w nieśmiertelną istotę. To straszne, bo Sam to jeszcze dziecko. I pozostanie nim już na zawsze, pomyślałam ze smutkiem, przyglądając się jego białej jak kreda twarzy i ogromnym, szaro-niebieskim oczom.
- No, Sam. Poznaj moich przyjaciół. To są Jo, Evie, Gwen, Zayn, Louis i Harry. Ten blondyn natomiast to Niall, ale ja mówię do niego po nazwisku. - dziewczyna położyła dłonie na ramionach szatyna.
- Cześć, Sam. - wszyscy posłaliśmy mu przyjazne uśmiechy. Chłopiec również się uśmiechnął, choć trochę niezdarnie i nieśmiało.
- Cześć. - szepnął, przysuwając się nieznacznie do Flory.
- Hej, skarbie, nie bój się! Oni nie gryzą! Jestem pewna, że się polubicie. - powiedziała z przekonaniem brunetka. 
        I miała rację! Sam to bardzo fajny chłopiec, który pomimo sytuacji w jakiej się znalazł, potrafi zdobyć się na mały uśmiech. Przy pierwszym spotkanie nieśmiały, ale kiedy poczuje się śmielej w czyimś towarzystwie, buzia mu się nie zamyka. Z uśmiechem przysłuchiwaliśmy się jego wesołej gadaninie, kiedy nagle zamilkł.
- Czemu przestałeś opowiadać? - spytał zdziwiony Zayn.
- Flora zasnęła. - oznajmił cicho. 
       Faktycznie. Panna Mercer spała słodko, z głową opartą na ramieniu Louisa, który nawet tego nie zauważył.
- Zaniosę ją do pokoju. - zaoferował Tomlinson.
- Nie, ja to zrobię. - powiedział szybko Niall, czym nas zdziwił. Zadziwiająco delikatnie wziął ją na ręce i nie patrząc na nikogo, wyszedł ze świetlicy. Kiedy zapadła trochę krępująca cisza, Evangelina wzięła Sama za rękę i jego również stąd zabrała. Gdy zniknęli, Harry zadał pytanie, które nurtowało nas wszystkich już od samego rana.
- Jak myślicie, o czym Flora i Niall mówili rano w jadalni?

--------------------------------

 Hej, trzymajcie rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Tyle. Elo melo! =D

czwartek, 23 stycznia 2014

5. Revenge is sweet.

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!!!

"Pamiętaj: najlepszą zemstą jest zemsta" - Paul Hoffman

Evie:

        Dzisiaj miałyśmy razem z Florą wcielić jej plan zemsty na Niall'u w życie. Ich kłótnie mnie rozwalają, jakby byli starym, dobrym małżeństwem. Zawsze poprawią humor, ale powoli staje się to męczące. Szczególnie odkąd zaczął się ten projekt z psychologii. Od zawsze mnie intrygowało, dlaczego Flora i Niall się tak ciągle kłócą. Ja doskonale rozumiem, że można kogoś nie lubić, ale żeby aż tak? To jest co najmniej dziwne. No, ale na razie zajmijmy się planem Flory. Mówiąc szczerze, był strasznie śmieszny i genialny. Flo zaplanowała to tak, że my obie zakradniemy się do jego pokoju, kiedy będzie spał i wykonamy żart wszech czasów, a potem będziemy udawać niewiniątka. Plan idealny. Po lekcjach nie zniknęłyśmy, tak jak to radziła nam Gwen, tylko siedziałyśmy ze wszystkimi i gadałyśmy jak gdyby nigdy nic. W końcu miałyśmy zachowywać się normalnie. I chyba zachowywałyśmy się zbyt normalnie, bo w pewnym momencie Zayn popatrzył się na nas dziwnie i spytał:
- Co wam się stało?
- O co ci chodzi? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Flora. 
- Dziwnie się zachowujecie. - oznajmił Louis.
- Wydaje wam się. - machnęłam ręką i uśmiechnęłam się. - Zachowujemy się tak jak zawsze. 
        Louis posłał nam przenikliwe spojrzenie, od którego po moich plechach przeszły ciarki. Czasem miałam wrażenie, że ten Upadły Anioł wiedział wszystko, a do tego umiał czytać w myślach. Ale to oczywiście tylko moje przypuszczenia. 
- Ja tam wam nie wierzę, ale chyba wolę nie wiedzieć, coście wykombinowały. - zauważył Harry. Wszyscy mu przytaknęli, a ja odetchnęłam w duchu z ulgą. Nie będą nam wiercić dziury w brzuchach, chociaż tyle. Po pół godzinie Horan wyszedł ze świetlicy, mówiąc że idzie spać. My posiedziałyśmy jeszcze ze czterdzieści minut i najpierw wyszła Flora, a ja kilka chwil po niej. Na śmiech mnie brało, kiedy wyobrażałam sobie, jak to wszystko będzie wyglądać. Obawiałam się tylko, co będzie, gdyby Niall się obudził w trakcie naszego psikusa. Przyjaciółka uspokoiła mnie jednak twierdząc, że chłopak ma bardzo mocny sen jak na wampira. Ciekawe skąd ona to wie. 


Flora:

        Po cichutku zakradłyśmy się do pokoju Horana. Oto właśnie zaczynał się trzy-etapowy psikus. Etap pierwszy: ufarbować mu włosy. Wyjęłam z torby tubę pełną czerwonej farby do włosów. Oj, na pewno się wścieknie, gdy zobaczy, że jego cudowne blond włoski są wściekle czerwone. Szkoda, że nie mamy pod ręką byka, zaśmiałam się w myślach, kiedy delikatnie rozprowadzałam maź po jego głowie. Gdy przeczesywałam jego blond kosmyki, przypomniała mi się ta noc we Włoszech, kiedy wyznał mi miłość. Pamiętam, że wtedy rzuciłam mu się na szyję, po włosku mu powiedziałam, że też go kocham i kiedy mnie pocałował, zaczęłam przeczesywać jego włosy. Na to wspomnienie łzy stanęły mi w oczach. Cholerne wspomnienia i cholerne uczucie déjà vu! Nie mogły mnie nawiedzić kiedy indziej? Zepchnęłam to wszystko na dalszy plan. 
        Etap drugi: przebrać go. Nie mogłam go rozebrać. To by było ponad moje siły. Z kolei Evangelina również nie mogła tego zrobić, bo się po prostu wstydziła. Dlatego przebranie założyłyśmy mu na jego piżamę, która właściwie składała się jedynie ze spodni dresowych, a na widok jego klaty leciutko się zarumieniłam, ale na szczęście było ciemno, więc przyjaciółka nie mogła tego zauważyć, jeśli za nadto mi się nie przyglądała. Kiedy już wszystko wykonałyśmy, uśmiechnęłyśmy się do siebie i wyszłyśmy. Etap trzeci rozpocznie się, gdy Horan się obudzi. Już nie mogę się tego doczekać! To prawda, co mówią.
        Zemsta jest słodka.

Louis:

        Miałem dziwne wrażenie, że coś się tego dnia stanie. Nie wiedziałem tylko, czy to coś dobrego, czy złego. I do tego jeszcze ta zadowolona mina Flory. Oznaczało to, że panna Mercer znalazła jakiś sposób by zemścić się na Niall'u za ten jego głupi żart. Tak, mimo że to mój przyjaciel, też uważałem, że to był durny dowcip. 
         Okazało się, że miałem rację. Kiedy wszyscy byliśmy w jadalni na śniadaniu, do pomieszczenia wtargnął wściekły Niall, od razu skupiając na sobie całą uwagę. Wszyscy w sali ryknęli głośnym śmiechem, włącznie z naszym stolikiem. No, ale co się dziwić. Horan miał czerwone włosy i ubrany był w zielony strój krasnala. Można by rzec, że brakowało mu tylko brody. Jednak wracając. Wampir rozglądał się po pomieszczeniu. Gdy jego spojrzenie spoczęły na naszych osobach, ruszył w naszą stronę, a dokładniej do Flory. 
- Ty! - warknął. - To twoja robota!
- Ale o co ci chodzi, Horan? - spytała zdziwiona. - Jeśli pytasz o to - wskazała na jego wygląd. - to przykro mi, ale nie mam z tym nic wspólnego.
        Doskonale wiedziałem, że kłamała. Jako Anioł umiem wyczuć kłamstwo. Oprócz tego, to właśnie Flora była moją podopieczną, której nie dopilnowałem niecałe półtora wieku temu. Ale o tym może innym razem. 
- Nie udawaj głupiej, Mercer! - blondyn wściekał się coraz bardziej. - Tu z jednej strony udajesz miłą, słodką i potulną, a tak naprawdę kłamiesz, zwodzisz i oszukujesz!
       Widać było, że zranił Florę. Do tego nie trzeba mieć żadnych nadprzyrodzonych zdolności. Brunetka wstała, a w jej oczach stanęły łzy, które po chwili popłynęły po jej policzkach. Głos miała jednak cichy i na pozór spokojny, przesiąknięty był jednak smutkiem i żalem. 
- To, że pół wieku temu cię "oszukałam" , nie oznacza, że teraz to robię, Niall. - chyba po raz pierwszy przy ludziach nazwała go po imieniu. - A po drugie, tak naprawdę to nie była TA tajemnica, o której powiedziałam ci przy pierwszym spotkaniu.
       Spojrzała ostatni raz na Horana i wyszła z jadalni, pozostawiając nas w szoku, a zwłaszcza Niall'a. 


I oto rozdział 5!
Mamy nadzieję, że się Wam podobał :)

Tak odpowiadając na pytania z Waszych komentarzy to tak: 
1. Liam będzie wobec niej coraz bardziej podejrzliwy, ale więcej nie zdradzę :P
2. Gdzieś w siódmym rozdziale będzie punkt widzenia Sophie, więc może wtedy mniej więcej się coś wyjaśni :P
Mam nadzieję, że będzie dużo komentarzy i mam do Was jedną małą prośbę... Jeślibyście mogli to komentujcie więcej też rozdziały, które wstawia tu Lolu. Wiecie jak jest jej przykro, że kiedy ja wstawiam rozdział jest więcej komentarzy niż kiedy ona wstawia? Przypominam Wam, że opowiadanie piszemy RAZEM, a wszystkie pomysły są WSPÓLNE. Naprawdę byłabym Wam bardzo wdzięczna.
Ok, to tyle, mam nadzieję, że spełnicie moją prośbę przy następnym rozdziale i do zobaczenia wkrótce! 
Kat xx.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

4. You are my angel.

"Mama powiedziała mi, że każdy ma swojego anioła, że każdy ma i będzie go miał." - Ryszard Riedel

Louis:

       Bycie Aniołem to nie łatwa sprawa. W szczególności, gdy jest się Upadłym Aniołem. Z jednej strony chciałbym wrócić tam na górę, gdzie jest moja rodzina, a rządy sprawuje nasz stworzyciel. Nie, wbrew pozorom nie jest to Bóg, a Najwyższy Archanioł, który często jest brany przez śmiertelników za niego. Ale z drugiej strony tu na Ziemi też mam taką jakby rodzinę. I muszę tu kogoś pilnować. Spadłem, lub raczej zostałem strącony dlatego, że nie upilnowałem swojej podopiecznej i przeze mnie musi żyć z poczuciem winy, choć niesłusznym. Byłem jej Aniołem Stróżem i zawiodłem, więc to na mnie spoczywa odpowiedzialność za to co wydarzyło się ponad sto trzydzieści dwa lata temu. Teraz mam szansę to naprawić. 
- Ej, ziemia do Louisa! - z zamyślenia wyrwał mnie rozbawiony głos Zayn'a. Otrząsnąłem się z letargu i spojrzałem na wszystkich.
- Mówiliście coś? - spytałem, całkowicie już budząc się z letargu. 
- Pytałam tylko, o czym tak myślisz. - powiedziała z uśmiechem Evangelina. Jakoś tak się złożyło, że byliśmy razem w parze na tym projekcie z psychologii i nawet się z tego cieszyłem. 
- O niczym ważnym. - wzruszyłem ramionami. Kątem oka dostrzegłem, że Flora rozgląda się za czymś i zobaczyłem jednocześnie, że Niall gdzieś zniknął.
- Zauważyliście, że ostatnio pani Ryder zachowuje się jak... - Gwendolyn najwyraźniej brakowało słów. Pani Ryder, w gwoli ścisłości, uczyła nas literatury.
- Jak szalejąca zdzira. - podpowiedziała panna Mercer. - Jak szalejąca zdzira... A skoro o tym mowa, to gdzie Horan?
       Harry zamaskował śmiech, udając nagły atak kaszlu i spojrzał na jakiś punkt za dziewczyną.
- Jak chcesz wiedzieć, gdzie jest, to odwróć się, Mercer. - Niall pochylając się do przodu, wyszeptał jej te słowa do ucha głośnym szeptem. Spojrzała na niego ze złością i już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, gdy ubiegł ją Styles.
- Tylko się nie kłóćcie, proszę was.
- Ależ my się nie kłócimy! - zaprzeczył blondyn. 
- My tylko bardzo często ze sobą dyskutujemy.
       Zaczęli nam tłumaczyć, że to nie kłótnie, tylko dyskusje wyrażające ich opinie, a my nie mogliśmy wyrobić ze śmiechu. W pewnym momencie dołączyli do nas Liam i jego dziewczyna, Sophie.
- Hej, Liam. Sophie. - imię dziewczyny Zayn wypowiedział z wyraźną niechęcią. Nie dziwię im się, że jej nie lubią, ale nie powinni oceniać tej dziewczyny po pozorach. 
- Hej, wam. - szatyn uśmiechnął się do nas. - Co robicie?
- A tak sobie siedzimy i gadamy. - powiedziała cicho Gwen. Sophia prychnęła niemiło.

Gwen:

       Skuliłam się w sobie. Nie lubię Sophie. Zawsze ze mnie szydzi i śmieje się. Nie wiedziałam dlaczego, ale powoli zaczynało brakować mi cierpliwości do tego. Bałam się, że kiedyś nadejdzie taki dzień, kiedy nie wytrzymam i wybuchnę i wtedy coś jej zrobię. 
- O co ci chodzi? - spytałam niepewnie. 
- Coś mi się nie chce wierzyć, że ty - taka cicha osóbka - tak po prostu tu sobie siedzi i swobodnie rozmawia. - oznajmiła oschle panna Archibald. - Nie jesteś taka jak inne demony. - ostatnie słowo wypluła z widocznym obrzydzeniem. - Jak na demona jesteś zbyt spokojna i nieśmiała. Ciekawe dlaczego? Może ty coś ukrywasz?
- Dosyć tego, Sophie! - przerwał jej Harry.
       W okolicach serca zrobiło mi się dziwnie ciepło. Nie spodziewałam się, że to właśnie Harry stanie w mojej obronie. Myślałam, że w ogóle mnie nie zauważa. A tu taka miła niespodzianka.
- Nie masz prawa do wypowiadania takich słów. - kontynuował nefilski chłopak. - Nie znasz Gwen, więc nie możesz tak mówić. W rzeczywistości to miła, fajna dziewczyna. Co z tego, że cicha i trochę nieśmiała? Ja osobiście uważam, że to słodkie. - nagle spojrzał na mnie, uśmiechnął się i wyciągnął dłoń. - Chodź, Gwen. Idziemy stąd. 
      Z wahaniem chwyciłam jego rękę, a wtedy pociągnął mnie tak, żeby szybko stanęłam na nogach i znalazłam się niebezpiecznie blisko niego, przez co natychmiast się zarumieniłam. Cicho pożegnałam się z resztą i czym prędzej wyszliśmy ze świetlicy. Przez kilka minut szliśmy w ciszy. Całą sobą czułam ciepło jego dużej dłoni, ściskającej moją drobną rękę. W pewnym momencie jednak zatrzymałam się. On również. Spojrzałam na niego nieśmiało.
- Dziękuję ci, Harry.
      Uśmiechnął się do mnie uroczo, a w jego policzkach wykwitły słodkie dołeczki. 
- Nie masz za co dziękować, Gwen.
- Jesteś moim aniołem. - poczułam, że znów się rumienię. Zaśmiał się cichutko.
- Aniołem stróżem.

Liam:

      Po tym jak Harry zabrał Gwendolyn, między nami zapadła cisza. Kocham Sophie, ale to co dzisiaj powiedziała, to było przegięcie. Dlaczego jest taka w stosunku do innych? Dla mnie zawsze jest miła i kochana. To czemu, gdy jest wśród znajomych, staje się oschła i złośliwa? To jest zagadka, którą zamierzam rozwiązać.
- To było podłe, Sophie. - ciszę przerwała Flora.
- No co ty nie powiesz, Floro? - wycedziła moja dziewczyna. Byłem zbyt zszokowany jej zachowaniem, żeby jakoś zareagować.
- Czym ci Gwen zawiniła, że tak ją upokarzasz? A, no tak. Po prostu zdajesz sobie sprawę, że jest we wszystkim od ciebie lepsza. 
- Kpisz czy o drogę pytasz? A ty zresztą nie jesteś lepsza od niej. Ty też coś ukrywasz i wszyscy obecni tutaj dobrze o tym wiedzą.
      Niestety, ale musiałem przyznać Sophie rację. Flora coś ukrywała, a fakt, że wyczuwam w niej magię, potęguje moją podejrzliwość względem niej. Aura panny Mercer zaczęła się zmieniać z żółtej, oznaczającej radość i zadowolenie, na czerwoną oznaczającą gniew bądź strach, pomieszaną z pomarańczowym przypisanym samokontroli.
- Nie wymyślaj głupot, Sophie. Może zamiast tego ty nam powiesz, dlaczego taka jesteś wobec nas?
       Sophia umilkła i spuściła zmieszana wzrok.
- Tak myślałam.
       Flora skierowała się do wyjścia.
- Idziesz do Gwen? - spytała Josephine.
- Nie. Harry dobrze się nią zaopiekuje. Nie będę im przeszkadzać. 
       Jeszcze zanim wyszła, w jej wzroku zdążyłem dostrzec niewypowiedziane słowa. Szkoda, że mną nikt się nie opiekuje. 


-----------------

Hej, tu znów lolu. Mam nadzieje, że rozdział się spodoba. Trochę przykro mi jak nikt nie komentuje tego co ja dodaję, ale to chyba tak już zawsze będzie. To tyle 3majcie się ciepło. Pa.

sobota, 18 stycznia 2014

Liebster Award

"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Ja ze swojej strony bardzo dziękuję za nominacje. Blog istnieje dwa tygodnie i to jest wielki szok. mam nadzieję że wszystkim się podoba jak piszemy . ~ lolu.

Wow, to wielki szok, bo blog istnieje naprawdę krótko. Jestem też strasznie szczęśliwa, bo ta nominacja pokazuje, że komuś naprawdę podoba się to co piszemy i to jest świetna motywacja do dalszego pisania ~ Kat


Odpowiedzi na pytania :

1.Co jest twoją inspiracją na blogu?
Lolu - piszemy razem, lubimy wampiry i inne nadprzyrodzone rzeczy. Poza tym pisanie to taka ucieczka od świata.
Kat: Zgadzam się z Lolu. Pisanie to ucieczka do innego świata, w którym to my ustalamy zasady i możemy pokierować nim tak jak zapragniemy. 
2.Co lubisz robić?
Lolu - śpiewam. Cholernie lubię śpiewać i czytać książki.  
Kat: Głównie to piszę opowiadania i staram się też pisać piosenki. Oprócz tego uczę się jak nie wyć do księżyca (czyt. śpiewać) i grać na gitarze, dużo słucham muzyki, czytam książek i rysuję. 
3.Masz zwierzaka?
Lolu - Taaak. Dwa psy i królika.
Kat: Nie, ale strasznie chciałabym mieć kota. No... chyba, że do zwierząt można zaliczyć 4-letnią siostrę :P
4.Masz rodzeństwo?
Lolu - młodsza siostra
Kat: Jak wyżej napisałam :P .  
5.Mieszkasz w kraju (Polsce)?
Lolu - Tak. Jednak po skończeniu szkoły mam zamiar lecieć do Londynu. 
Kat: Tak i mamy z Lolu podobne plany :)
6.Ile masz lat? 
Lolu  - w kwietniu 15
Kat: Pod koniec kwietnia 17
7.Kto jest twoim idolem?
Lolu - One Direction, Justin Bieber, Little Mix
Kat: One Direction, The Script, Guns 'N' Roses, Room 94, 30 Seconds To Mars, AFI, Little Mix 
8.Grasz na jakimś instrumencie?
Lolu - będę grać na gitarze bo stoi w pokoju od roku i organach :D
Kat: Uczę się grać na gitarze, oprócz tego chciałabym jeszcze umieć grać na perkusji :P
9.Co chciałabyś robić w przyszłości?
Lolu - Chciałabym być dziennikarką lub śpiewać . 
Kat: Chcę być dziennikarką lub tłumaczem oraz pisać książki. I w sumie to też chciałabym śpiewać :P 
10.Jakich pięciu słów użyjesz do opisania swoich idoli?
Lolu - perfekcja, ideały, słodcy, seksowni, najlepsi
Kat: Normalni, słodcy, uroczy, seksowni, niezastąpieni 
11.Wstaw śmieszne zdjęcie swojego idola.
Lolu - 

Kat:



1. Kiedy po raz pierwszy zaczęła się Twoja "przygoda" z pisarstwem?
2. Oprócz pisania bloga czym się zajmujesz tak na co dzień?
3. Jaki gatunek literacki najbardziej Cię fascynuje?
4. Wolisz mieć wokół siebie miliony znajomych czy kilku zaufanych przyjaciół?
5. Ulubiona piosenka?
6. Kto jest Twoim idolem/idolką?
7.Skąd czerpiesz inspiracje?
8. Które imiona Ci się najbardziej podobają?
9. Twój ulubiony film/książka?
10. Skąd pochodzisz?
11.Gdybyś miał/miała wybierać mędzy niebem a ziemią co byś wybrał/ała? 

+ wiem że jeden z blogów jest cholernie i tak sławny ale musiałam go nominować ! x

wtorek, 14 stycznia 2014

3. It must be big and spectacularly!

„Zemsta to potrawa, która smakuje najlepiej, kiedy jest zimna.” - Mario Puzo "Ojciec Chrzestny"

Flora:

       Nade mną stał Horan i przyglądał mi się badawczo. Poczułam się zażenowana swoim negliżem, więc odepchnęłam go od siebie i wstając, okryłam się prześcieradłem.
- Co ty tu robisz? - spytałam ostro, chcąc zapomnieć jak najszybciej o tym co przed chwilą zobaczyłam. Dlaczego akurat to wspomnienie? To, którego nienawidzę z całego serca. 
- Chciałem ci wspaniałomyślnie oddać jakieś ciuchy, żebyś mogła iść na lekcje. Zasnęłaś i mamrotałaś coś przez sen, więc cię obudziłem. - wzruszył ramionami. 
- To w takim razie możesz oddać mi już moje ciuchy i sobie stąd iść. - wyciągnęłam dłoń. Horan uśmiechnął się cwanie.
- Nie tak szybko, Mercer. Co ja będę miał z tego, że oddam ci te ciuchy?
- Satysfakcję z dobrego uczynku? - spytałam z ironią. 
- Chciałabyś. - prychnął sarkastycznie.
- Słuchaj, Horan. Nie mam ochoty na żadne twoje gierki. Jestem zła i przez twój głupi żart nie zjadłam śniadania, nie mówiąc już o tym, że nie napiłam się krwi. Więc jeśli zaraz nie oddasz mi moich ciuchów, to obiecuję, że wyssę z ciebie calutką krew jaką masz, mimo że na pewno jest ohydna i wyślę cię na bezludną wyspę, z której nie ma żadnej ucieczki, oddychającego przez rurkę.
       Ale się nagadałam! Oczywiście byłam gotowa spełnić swoją groźbę i Horan doskonale o tym wiedział, ale oczywiście był na tyle głupi, że jeszcze bardziej zaczął się ze mną droczyć. No, ale co się dziwić. W końcu to Horan. A poza tym to mała ironia, że mogę normalnie jeść ludzkie potrawy i smakują mi tak samo jak za życia, ale bez krwi nie przeżyję dłużej niż tydzień. Nie, to wielka ironia. 
- Ty nie bądź taka hop do przodu, Mercer. Pamiętaj, że zawsze byłem od ciebie szybszy, więc to ja mogę pierwszy znaleźć się przy tobie i wyssać z ciebie całą krew. 
       Na dowód swoich słów znalazł się przy mnie prędzej niż zdążyłam mrugnąć. Byłam jednak tak wściekła, że nie zwracałam uwagi na to jak blisko siebie staliśmy. Bardziej zajmowało mnie to, żeby pierwszej nie spuścić wzroku z jego niebieskich oczu. Niebieskich jak niebo. Niebieskich jak ocean. Niebieskich jak lapis-lazuli, jak lazuryt... Do cholery jasnej, Flora! O czym ty do diabła myślisz?! Przecież to Horan! Zadufany w sobie, arystokratyczny, czysto krwisty dupek! Którego kiedyś kochałaś, podszepnął mi głosik w głowie. Siedź cicho! - zrugałam swoją podświadomość. Teraz go nienawidzę i nawet jakby ktoś zapłacił mi fortunę, nie pokochałabym go powtórnie. Za żadne skarby świata. Znów skupiłam się na oczach Horana, żeby nie domyślił się, że przez niego odpłynęłam i w jego spojrzeniu dostrzegłam coś, czego wolałam nie widzieć. Wahanie. Nie wiedziałam, czego ono dotyczy, ale nie chciałam się dowiadywać. W czasie kiedy ja myślałam o co może mu chodzić, wampir zaczął pochylać się w moją stronę. Co ty, do jasnej anielki, robisz? - chciałam powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle. Pragnęłam również się odsunąć jednak jakbym zapuściła korzenie. Przerażenie rosło we mnie w miarę, jak coraz bardziej się zbliżał. Oczywiście dotarło do mnie co zamierza zrobić i dlatego czułam strach. Żołądek zamienił się w ciasny supeł, ręce zaczęły mi się pocić, a policzki mi się zaczerwieniły. W końcu jednak władza nad ciałem mi wróciła. Odepchnęłam go od siebie w ostatniej chwili. I to dosłownie w ostatniej.
- Co ty odwalasz?! - natarłam na niego z wściekłością, tuszując tym samym moje prawdziwe uczucia. - Pogrzało cię, czy jak?!
- Ja... - nie wiedział co powiedzieć. No cóż, nie dziwię mu się.
- Nie jąkaj się, Horan, tylko oddaj mi ciuchy i z łaski swojej wyjdź z mojego pokoju. - warknęłam, czując jak kły wysuwają mi się na wierzch. Blondyn zdążył już odzyskać rezon i uśmiechnął się zadziornie.
- Zmuś mnie.
       Teraz już wściekłam się nie na żarty. Nim się spostrzegł, wyrwałam mu moje ciuchy z ręki i z całej siły (no dobra, może nie z całej) pchnęłam go w stronę drzwi. W mgnieniu oka się ubrałam. Okazało się, że przyniósł moje ulubione czarne rurki, fioletowy T-shirt i sweter. Skąd on wiedział, że to moje ulubione ciuchy? A, zresztą nieważne.
- Wynoś się z mojego pokoju.

Niall:



       Ja cię kręcę, co mnie wzięło, żeby chcieć ją pocałować?! Chyba za mało krwi albo musiałem upaść na głowę i tego nie pamiętam. Tak, to na pewno któraś z tych opcji.  Innego wytłumaczenia nie znajdę, przynajmniej nie teraz. Westchnąłem i oparłem się o ścianę obok drzwi do pokoju Mercer. W końcu była moją "parą" i musiałem spędzać z nią każdą chwilę. Nie dość, że chodzę z nią na wszystkie zajęcia, to poza nimi też muszę z nią siedzieć! Ale nas profesor Morgan ładnie załatwił. Gdybym mógł, odpłaciłbym mu pięknym za nadobne, ale niestety to nauczyciel i można powiedzieć, że jest "nietykalny", cokolwiek to ma znaczyć. Flora Mercer to chyba mój najgorszy wróg. Irytująca, denerwująca zołza jakich mało. I ja naprawdę ją kiedyś kochałem? Chyba nie byłem wtedy sobą, czy coś. Albo poprosiła jakąś czarownicę, żeby rzuciła na mnie miłosny urok i niestety podziałało, ale po jakimś czasie urok po prostu przestał działać i w końcu przejrzałem na oczy, jaka naprawdę jest Mercer. 
- Najpierw idziemy do kuchni. - zadecydowała dziewczyna, wychodząc z pokoju.
- A to jakim prawem? - zdziwiłem się.
- A takim, że przez ciebie nie miałam jak zjeść śniadania i wypić krwi.
       Miałem wielką ochotę zacząć się z nią kłócić, ale wolałem to robić, kiedy nie jest głodna. Głodny wampir, to nic dobrego. Pół godziny później, kiedy trwała przerwa między lekcjami, skierowaliśmy się do sali, w której mieliśmy Historię Świata Cieni. Teoretycznie nie różni się ona niczym od zwyczajnej historii w normalnych szkołach, ale nasza historia opowiadała tylko o wampirach czy upadłych aniołach. Czyli, krótko mówiąc, o nas.
       W sumie to teraz będę musiał się mieć na baczności. Mercer na pewno będzie chciała się na mnie zemścić za ten mój żart z zabraniem ciuchów. Plus, dodać do tego pokazanie jej w samej bieliźnie całej męskiej połowie szkoły. Oj, tak. Na pewno muszę uważać.

Flora:

       Musiałam się zemścić. W wielkim stylu. To musiało być coś wielkiego i spektakularnego! I chyba nawet miałam pomysł. Potrzebowałam tylko małej pomocy od dziewczyn.
Po wszystkich lekcjach schowałam się przed Horanem, razem z Jo, Evie i Gwen. Musiały pomóc mi udoskonalić mój plan. Zaszyłyśmy się w najdalszym kącie świetlicy i rozmawiałyśmy między sobą szeptem.
- Słuchajcie, muszę się zemścić na Horanie za ten dziecinny numer i nie obchodzi mnie to, że w tej chwili ja też zachowuję się dziecinnie. Musi dostać nauczkę.
- No dobra, ale co chcesz zrobić? - spytała Evangelina.
- To będzie coś, czego tak łatwo ta szkoła nie zapomni. - uśmiechnęłam się wrednie i zaczęłam opowiadać im mój pomysł. W końcu doszłyśmy do tego, że Gwen uszyje strój potrzebny nam do mojego jakże dojrzałego pomysłu, Jo stworzy długotrwałą farbę o mocno czerwonym kolorze, a ja i Evie zajmiemy się całą resztą. Kiedy już wszystko ustaliłyśmy, wyszłyśmy z ukrycia i dosiadłyśmy się do chłopaków i Horana. No w końcu mamy ten głupi projekt, prawda? Profesor Morgan specjalnie przydzielił nas do jednej pary, żeby zrobić nam na złość. Obiecuję sobie, że jak tylko skończę to szkołę, to zemszczę się na nim. Przysięgam. 



Witajcie! Tu Kat :P
Oto rozdział trzeci naszego opowiadania i mamy nadzieję, że się Wam podobał, a swoje opinie wyrazicie w komentarzach :)
Jeśli macie czas to zajrzyjcie na inne nasze blogi. Na mój: middle-of-my-heart.blogspot.com
oraz na blog Looolu: niall-hooran-fan-fiction.blogspot.com
Ok, to chyba wszystko... Jak coś mi się przypomni, to na pewno napiszę.
Do zobaczenia wkrótce! :)

wtorek, 7 stycznia 2014

2. I'll fuckin' kill you!

Ci, których kochamy, nie umierają, bo miłość jest nieśmiertelna. - E. Dickinson

Flora:

       Dźwięk budzika wyrwał mnie z płytkiego snu. Był środek zimy, nic więc dziwnego, że już o ósmej wieczorem było ciemno. Pocieszeniem było to iż czarne niebo rozświetlały jasne, wesoło migoczące gwiazdy otaczające wielki i tajemniczy księżyc, a leżący śnieg na ziemi jakby świecił własnym światłem. Uśmiechnęłam się delikatnie, jednak ten uśmiech zaraz zszedł mi z twarzy, gdy przypomniałam sobie, że dzisiaj zaczynam ten durny projekt z Horanem i, że dzisiaj przenoszę się do pokoju obok niego. Dlaczego to ja się muszę przenosić, a nie on? Nic by się nie stało, gdyby to on ruszył ten swój czysto krwisty tyłek. Korona z głowy na pewno by mu nie spadła.  A poza tym to wszystko to czysta głupota i tyle, uznałam po raz kolejny, wstając z łóżka. Z westchnieniem rezygnacji podeszłam do szuflady, z której wyjęłam czystą bieliznę i poszłam do łazienki, która znajdowała się w mojej sypialni, żeby wziąć długi, gorący prysznic. Kocham dziewiętnasty wiek, w którym się wychowywałam, ale muszę przyznać, że te prysznice to wprost genialny wynalazek. Stając pod strugami gorącej wody zaczęłam wspominać swoją rodzinę. Tęsknie za mamą i za jej lekcjami czarów. Za tatą, który za każdym razem gdy wydał przyjęcia pouczał mnie w żartobliwy sposób, bym nie podrywała żadnego młodego dżentelmena. Za moim starszym bratem Leonem, który zawsze miał czas i cierpliwość mnie wysłuchać. I za moim młodszym rodzeństwem – Maddie, Samem i Willem, którzy dawali mi popalić równo, ale teraz oddałabym wszystko by jeszcze raz usłyszeć ich śmieszne, choć głupie przepychanki słowne. Odkąd ich przy mnie nie ma, czuję się bez nich taka samotna. To znaczy mam Josephine i Evangelinę, które są niezastąpionymi przyjaciółkami, jednak to nie to samo co rodzina.
       Otrząsnęłam się z tych myśli i w końcu zakręciłam wodę. Oni nie żyją, ja tak. Nieważne, że przeze mnie, muszę iść na przód i nie myśleć o tamtym. Dla nich. Wyszłam spod prysznica. Wytarłam się dokładnie ręcznikiem, założyłam bieliznę, włosy zaczesałam do tyłu i weszłam z powrotem do pokoju. Podeszłam do szafy i otworzyłam ją na oścież, żeby wybrać jakieś ciuchy do ubrania, jednak niczego tam nie było. Najpierw przetarłam oczy, żeby przekonać się, że to nie są przywidzenia, ale gdy po którym przetarciu z kolei dalej ich tam nie było, wściekłam się. Kły wysunęły mi się lekko, tym razem nie z głodu. Jak dorwę tego, kto to zrobił, to zamorduję. I to w najokrutniejszy sposób! Ta osoba będzie cierpieć w męczarniach, już ja o to zadbam. A tą osobą będzie Horan! W końcu to on ma zawsze jakieś głupie pomysły i to na pewno jego sprawka! Nikt inny by czegoś tak głupiego i dziecinnego nie wymyślił. Nagle usłyszałam jakieś szepty i chichoty za drzwiami. Zacisnęłam gniewnie pięści i zapominając kompletnie o założeniu szlafroka, otworzyłam drzwi. Niemal z miejsca zostałam oślepiona przez flesz jednego z aparatów. Rozległy się gwizdy i śmiechy i domyśliłam się, że sprowadził tu całą męską część szkoły, oczywiście bez nauczycieli. Zamarłam, osłupiała z przerażenia i jednocześnie zażenowania.
- No, Mercer! To na dobry początek naszej współpracy związanej z projektem! - dotarł do mnie ten irytujący głosik Pana-Och-Patrzcie-Jaki-Ze-Mnie-Dzieciak-Horana.
- Zabiję cię, ty cholerny idioto! - warknęłam i schowałam się z powrotem w swoim pokoju. Ponownie rozległy się śmiechy, a ja z rozpaczą myślałam co mam zrobić. Przecież nie mogę iść na zajęcia w samych majtkach i staniku! A dziewczyny nie wiedzą co się stało, więc nie będą mogły mi pomóc. Och, myśl, Flora, myśl! Czarów nie mogę użyć, ponieważ zaraz zaczną coś podejrzewać, a to zapoczątkuje niewygodne pytania i zrobią się dociekliwi. Chociaż sądzę, że i tak niektórzy czarownicy i czarownice, chociażby Liam, zaczęli się czegoś domyślać, gdyż kiedy się denerwuję, co zdarza się ostatnio dość często, lub ogółem jestem pod wpływem silnych emocji to wokół mnie wytwarzają się małe iskry, widoczne jedynie dla czarownika lub czarownicy. Jo mogła niczego nie zauważyć do tej pory, bo jest obok mnie na co dzień i raczej nie zwróciłaby na to uwagi, chyba, że ktoś by jej o tym powiedział. A poza tym... czary w szkolę są zabronione, nie licząc oczywiście lekcji. Zaczęłam przechadzać się po pokoju, próbując wymyślić jakieś rozwiązanie tej chorej sytuacji. Ten pacan pewnie teraz siedzi sobie na lekcji i śmieje się ze mnie. Pieprzona pijawka! Nazywając go tak, oczywiście pomijam fakt iż Evie też jest wampirem i ja w połowie również. Och, gdybym tylko mogła teraz użyć czarów bez obawy, że ktoś się skapnie, że mam w sobie krew magów! Cholera jasna, gdybym mogła, to bym zabiła tego co mnie przemienił! Ale on już dawno nie żyje, sto trzydzieści dwa lata temu o to zadbałam. Westchnęłam i usiadłam na łóżku.
- Stupido cretino! - mruknęłam po włosku, mając na myśli Horana, rzecz jasna. Ciekawe ile ja już tu siedzę? I czy Jo i Evie domyślają się, co zaszło? A może Gwen zauważyła moją nieobecność? Gwendolyn to nasza koleżanka, która jest pół demonem pół człowiekiem. Jest bardzo miła i w ogóle tylko trochę cicha i chyba nieśmiała. Ale ja tam nie wnikam. Przymknęłam powieki i poczułam nagle, że cała sztywnieję. Znałam to uczucie. Często się ono pojawiało, gdy we Włoszech pracowałam jako wróżka. Miałam wizję.

       Staliśmy naprzeciw siebie, oboje zranieni i wypełnieni gniewem. Na dworze szalała burza, idealnie odzwierciedlająca nasze stany ducha. Jak on mógł mi zarzucić, że zrobiłam to wszystko specjalnie, wręcz perfidnie? Do cholery, wiedziałam jak on zareaguje, gdy mu to powiem, dlatego milczałam. Nie chciałam narażać się na jego gniew. Ale jakim prawem nazwał mnie wyrachowaną?!
- I ty się dziwisz, że ci nie powiedziałam? - szepnęłam, doskonale wiedząc, że to usłyszy. Przywilej bycia wampirem. - Po tym co mówiłeś o drugim mężu swojej matki, miałabym ci powiedzieć, że jestem przemieniona? - spojrzałam na niego z bólem. - Nie rób tego.
- Czego?
- Nie patrz na mnie w ten sposób. Jakbym była nic nie wartym śmieciem. - poprosiłam, chociaż to nie był chyba dobry pomysł. 
- A jak mam na ciebie patrzeć?! - krzyknął, dając się ponieść gniewowi. Poświata, która go otaczała, robiła się coraz bardziej czerwona, co nie wróżyło nic dobrego. - Okłamałaś mnie! Z premedytacją zataiłaś przede mną prawdę!
- Nie mów tak! Nie zrobiłam tego specjalnie, z wyrachowania, jak mi to zarzuciłeś! Wiedziałam, jak zareagujesz, gdy dowiesz się, że nie jestem czystej krwi! Gdybym w ogóle skłamała, że jestem czystej krwi, a potem byś się dowiedział, że to kłamstwo, zostawiłbyś mnie! Przecież to jest dla ciebie najważniejsze! - Dobra, może to zabrzmiało, jakbym była zdesperowana, ale byłam zdesperowana i, jak to się mówi, tonący brzytwy się chwyta.
- Nieprawda! Ważniejsze od tego jest szczerość! - mój wzrok przysłoniły łzy.
- Nie mów mi nic o szczerości! 
- Nienawidzę cię, Mercer. - oznajmił cichym, przepełnionym wściekłością głosem. - Nienawidzę cię i nigdy ci tego nie wybaczę. 

- Mercer, obudź się. - ktoś potrząsnął mną, trzymając za ramiona. Powoli otworzyłam oczy i od razu zbladłam. 

---------------

Siema, tutaj lolu. :D. Macie sobie rozdział. Planowałam dodać go później, jednak pewnie nie mogliście się doczytać. Niektóre z Was może czytają mojego bloga. Także pozdrawiam ! I no tak jeśli macie to mnie jakieś pytania kierujcie je tu i tu xx

sobota, 4 stycznia 2014

1. Before we met in this school...

Historia moja i Horana zaczęła się jeszcze na długo przed tym jak spotkaliśmy się w tej szkole, która prawdę powiedziawszy powstała tylko po to, by poukrywać dzieciaki przemienione w wampiry, żeby one nie wygadały o istnieniu Świata Cieni i żebyśmy nauczyli się dogadywać między rasami. Jednak wracając. Poznaliśmy się w roku 1957, czyli ponad pięćdziesiąt lat temu. W tamtym czasie co dekadę przenosiłam się z miasta do miasta, by nie wzbudzać zbytnio ludzkich podejrzeń co do mojej osoby. Tym razem wypadło na Florencję - rodzinne miasto mojej zmarłej matki, na którego cześć dostałam imię Florence. Jeszcze nie wiedziałam, że istnieją szkoły dla takich jak ja, które między innymi uczą tego jak nie zdradzić tego kim się jest. To był już mój siódmy rok we Włoszech i pracowałam jako... wróżka. Zaczynałam na ulicy, jednak gdy okazało się, że moje wróżby zawsze się sprawdzają, po roku czasu dostałam od miasta lokal na swój własny salon wróżbiarski i przy okazji małe mieszkanko nad nim. Nie nadałam sobie żadnego przydomka, jak to robili ludzie podający się za wróżbitów. Ja byłam po prostu Florą. To zdrobnienie wymyśliła moja babcia, którego cała moja rodzina używała odkąd skończyłam cztery lata, a odkąd zostałam przemieniona w wampira zamiast imienia Florence, używam tylko tego zdrobnienia i do tego zmieniłam nazwisko, żeby mnie zbytnio nie kojarzono z tą Wielką Masakrą w Belfaście, sławną na całe Wyspy Brytyjskie, która wydarzyła się w drugiej połowie osiemnastego wieku. Do dzisiaj, z tego co wiem, uczono o niej w szkole, niestety , a może stety, pozmieniano w niej wiele istotnych faktów i na całe szczęście nikt nie wie, że jako jedyna przeżyłam. Ojej, znowu odeszłam od tematu. Zawsze byłam szczera wobec swoich klientów, nie owijałam w bawełnę. Chyba dlatego zdobywałam coraz to nowszych odwiedzających. Wśród nich był właśnie On, Horan. Ubrany w mundur floty powietrznej, z włosami, koloru mlecznej czekolady, roztrzepanymi na wszystkie strony świata i błyszczącymi z podniecenia niebieskimi oczami był prawdziwą, istną personifikacją ideału mężczyzny. Przyszedł do mojego salonu razem z kolegami z jednostki, jednakże wtedy zajął całą moją uwagę. Jemu jako ostatniemu wróżyłam przyszłość. Wcześniej tego nie zauważyłam, ale... Kiedy tylko dał mi swą dłoń, bym coś z niej wyczytała, od razu wiedziałam.
- Jesteś taki jak ja. - szepnęłam, patrząc na niego zdumiona. Jego koledzy, nie rozumiejąc nic, wybuchli śmiechem. Za to on spojrzał na mnie najpierw ze zdziwieniem, a potem ze zrozumieniem. Zachowując jednak pozory, spytał z figlarnym uśmiechem, co widzę w jego ręce. Otrząsając się z szoku, zaczęłam mu wróżyć.
- Zakochasz się w pięknej dziewczynie, która będzie skrywać mroczną tajemnicę, rzucającą się cieniem na jej życie. I oboje zranicie siebie nawzajem. - mruknęłam, wpatrując się intensywnie w jego linie życia, szczęścia i serca. Opis, który mu podałam, oprócz "pięknej" idealnie pasował do mnie. W końcu jestem dziewczyną z mroczną tajemnicą, która kładzie się cieniem na moim życiu. I nie chodzi mi tu o to, że jestem przemienionym pół wampirem a pół czarownicą. Jednak nie myślałam, że to będzie chodzić o mnie. Raczej o jakąś piękną aktorkę czy tancerkę. Pomyliłam się. Wyszli, płacąc mi za wizytę więcej niż powinni. Aż do zamknięcia byłam dziwnie wytrącona z równowagi. Każdego klienta przyjmowałam z miłym uśmiechem i dobrym słowem. Jednak nie potrafiłam się skupić. Ciągle po głowie chodziło mi, jak on się nazywa, bo w końcu nie zdążyłam zapytać go o imię.
Kiedy zamykałam drzwi mojego salonu, ponownie pojawił się on. Tym razem sam. marynarkę od munduru miał rozpiętą, a spod niej wychodziła biała, elegancka koszula. Był nieprzyzwoicie przystojny, ale jeszcze umiałam się mu oprzeć. Podszedł do mnie pewnym krokiem i spojrzał prosto w oczy.
- Wpuścisz mnie? Chciałbym z tobą porozmawiać. - powiedział aksamitnym głosem. Jedyną moją reakcją, na jaką w ogóle mogłam się zdobyć, było kiwnięcie głową. Wpuściłam go do środka, zamknęłam lokal i poprowadziłam go schodami na górę, do moje mieszkania. Było małe, ale bardzo przytulne. Składało się ono z jednego pokoju, który służył jednocześnie jako sypialnia i salon, kuchni i małej łazienki. Dla mnie było w sam raz. Mojego gościa posadziłam na kanapie, która stała pod ścianą koloru ciepłej czekolady i zaproponowałam mu coś do picia, jednak odmówił. Usiadłam w fotelu i spojrzałam na niego.
- W takim razie o czym chciałeś ze mną porozmawiać, bezimienny kolego?
       Uśmiechnął się, słysząc moją aluzję co do tego, że nie znam jego imienia.
- Nazywam się Niall Horan, zacna niewiasto.
       Zachichotałam, słysząc ten epitet.
- Irlandczyk?
- Zdradził mnie akcent?
- Po części. Mój ojciec był Irlandczykiem z pochodzenia i nauczył mnie jak rozpoznawać człowieka, który pochodzi z Irlandii. - uśmiechnęłam się delikatnie na wspomnienie o moim ojcu. To był bardzo poczciwy człowiek, bez pamięci zakochany w mojej matce , jak i w swoich dzieciach.
- No dobrze, ale czy zdradzisz mi tajemnicę twojego imienia?
- Jestem Flora Mercer.
- Piękne imię dla pięknej dziewczyny.
       Przez cały wieczór, a później również i noc, był szarmancki i czarujący. Coraz trudniej było mi opierać się jego urokowi. Rano wrócił do swojej jednostki, jednak od tamtego dnia zaczęliśmy się regularnie spotykać. Zawsze przychodził do mnie pod koniec mojej pracy i potrafił zostać nawet do samego rana. Nie powiedziałam mu, że nie jestem czysto krwistą wampirzycą, mimo że często o to pytał. Zbywałam go mówiąc, że moja rodzina nie żyje, a każda wzmianka o moim pochodzeniu, sprawia mi ból. Nie kłamałam. Nie mówiłam mu tylko o tym, że nie jestem taka jak on. Opowiadałam mu o wszystkim innym – o mojej pracy, o tym gdzie wcześniej żyłam. Niall również często mi opowiadał. Głównie o wojnach, w których brał udział. Walczył na froncie podczas I i II Wojny Światowej.
      Pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że zakochałam się w nim. Nie mogłam się tego wyprzeć, ale nie mogłam się też do tego przyznać. Ani sama przed sobą ani tym bardziej przed nim. Jednak to on pierwszy wyznał mi swoje uczucia. Powiedział, że mnie kocha, a ja wtedy przeraziłam się, że ta przepowiednia, którą mu powiedziałam przy pierwszym spotkaniu, dotyczyła mnie. Mimo to odwzajemniłam jego uczucia. I to był błąd. Wkrótce po tym, zupełnie przez przypadek, wyznałam mu prawdę na temat mojego pochodzenia. Zrobił mi karczemną awanturę i oznajmił, że mnie nienawidzi i nigdy mi nie wybaczy. Byłam pewna, że go zraniłam, bo on zranił mnie. Potem ponownie spotkaliśmy się tutaj, w tej szkole, jednak oboje inaczej wyglądaliśmy. Zmieniły się trochę moje rysy twarzy, co w ogóle nie powinno mieć miejsca, za to Horan ufarbował swoje włosy na blond i kiedy po raz pierwszy od dawna go zobaczyłam, uznałam, że całkiem nieźle w nich wygląda. Teraz oczywiście już tak nie twierdzę, ponieważ od samego początku dał mi jasno do zrozumienia, że ciągle mi tego nie wybaczył. Nie wspominam tego zbyt często, bo muszę być silna i iść dalej, mimo to czasem zastanawiałam się, co by było, gdybym mu jednak powiedziała o swoim pochodzeniu. Że to nie jest ta tajemnica, którą skrywam i przez którą ciągle uciekam. Że tak naprawdę to, że zostałam przemieniona, to nie jest prawdziwy powód do nienawidzenia mnie. Kiedy dostałam to zadanie na psychologię razem z Horanem, wspomnienia znów odżyły, tym razem ze zdwojoną siłą. Ale muszę przestać o nim myśleć w ten sposób. Dziś to mój wróg i nic tego nie zmieni. Nie mogę się w nim ponownie zakochać, bo nie chcę znów cierpieć. I nie chcę, by ktoś prócz mnie nosił moje brzemię na plecach. Tak więc, muszę być silna i iść dalej na przód. 
                Choćby dla samej siebie. 
       To w sumie nie powinno być trudne. Po tych dwóch miesiącach będę go dalej nienawidzić. I to z wzajemnością.


I oto rozdział pierwszy! Dziś znów dodaję go ja, ale następny rozdział doda już Looolu :)
Mamy nadzieję, że się podobał i pozostawicie po sobie komentarze. 
Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, to pozostawcie swoje tt w zakładce informowani.
Do zobaczenia wkrótce!

czwartek, 2 stycznia 2014

Prologue

      Każdy, dosłownie każdy, miał w swoim życiu jakiegoś śmiertelnego wroga. Ja, Flora Mercer - pół wampirzyca pół czarownica - mam dwóch takich wrogów. Jednego pominę, gdyż wspomnienia z nim związane, są zbyt bolesne. Za to dokładnie opowiem Wam o moim drugim wrogu, którego wprost nienawidzę, za samo to, że istnieje. To czysto krwisty wampirzy dupek o szlachetnych irlandzkich korzeniach. Nazywa się Niall Horan. To zadufany w sobie blondyn o niebieskich oczach. Ma czwórkę przyjaciół, którzy w porównaniu z nim, są w miarę normalni. Oni przynajmniej ze mną normalnie rozmawiają, a Horan jedyne co robi, gdy mnie widzi, to zaczyna się kłócić. Idealnym tego przykładem jest wczorajszy dzień.

Szłam korytarzem, razem z Jo i Evie, rozmawiając o zadaniu, które tego dnia miał nam przydzielić profesor Rydhian Morgan. Profesor Morgan uczył nas psychologii i często przydzielał nam różnego rodzaju zadania w grupach, które miały na celu sprawdzić nasze umiejętności psychologiczne.  Był stosunkowo młody jak na nauczyciela, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Jego wiek dla nas wszystkich był jedną wielką tajemnicą, którą nieraz próbowaliśmy rozwiązać, bezskutecznie. Jedyne co nam o sobie powiedział, oprócz nazwiska, to, że w jego żyłach płynie krew czarnoksiężników. Mimo to jest najbardziej lubianym nauczycielem w całej szkole. Ale wracając do meritum.
Doszłyśmy do klasy, w której miałyśmy wyżej wymienioną psychologię, dwie minuty przed dzwonkiem. Ławki w tej sali były... sześciokątne, co miało służyć "prawidłowej integracji". Niestety, oprócz mnie, Jo i Evie, siedzieli z nami jeszcze Zayn, Louis i ich przyjaciel, a mój wróg, Horan. Usiadłyśmy na swoich miejscach i cicho dyskutując, czekałyśmy na lekcję. Zadzwonił dzwonek i do sali wlało się naraz dwadzieścia siedem osób – w tym wampiry, nefilim, upadli aniołowie, wilkołaki i czarownicy. Liczny ten mój rocznik.
- Witajcie, moi drodzy! - uśmiechnął się do nas profesor, a w jego słowach rozbrzmiał walijski akcent. - Dzisiaj opowiem Wam o waszym zadaniu.
W między czasie, centralnie naprzeciwko mnie usiadł Pan-Patrzcie-Jakie-Moje-Farbowane-Włosy-Są-Super-Horan. Rzuciliśmy sobie pełne pogardy spojrzenia.
- Ładna koszulka, Mercer. Czyżby ze śmietnika? - rzucił na powitanie. O ile takie coś można uznać za powitanie. No... w naszym przypadku akurat tak.
- Nie. Ale właściwie to samo mogłabym powiedzieć o twojej fryzurze, Horan. Wyglądasz, jakbyś całe swoje życie spędził w śmietniku, albo jeszcze lepiej, na wysypisku śmieci! - uśmiechnęłam się do niego ironicznie.
Z satysfakcją usłyszałam, jak JEGO najlepsi kumple zachichotali. Chłopak, o ile można go tak nazwać, rzucił im pełne wściekłości i poirytowania spojrzenie, a potem cały swój gniew, skupił na mojej osobie. Odrobina uwagi, jak miło. Czuję się taka zaszczycona.
- Od kiedy ty jesteś taka wygadana, Mercer?
- Od zawsze. Po prostu wcześniej byłeś tak zajęty swoją personą, że tego nie zauważyłeś. - wzruszyłam ramionami.
- Gdzie ty stałaś w kolejce po mózgi, kiedy je rozdawali? - irytował się coraz bardziej. Och, jak ja uwielbiam go wkurzać! To jest normalnie moje hobby na co dzień! 
- Tam, gdzie ty, słonko.
-Wal się, Mercer.
- Byle nie z tobą.
Teraz to już wszyscy przy naszej ławce, pomijając mnie i pacana, wybuchli cichym śmiechem.
- No, Mercer. Horan. Skoro tak dobrze Wam się ze sobą rozmawia i tak świetnie się ze sobą dogadujecie, to będziecie razem w parze. - stwierdził z szyderczym uśmiechem nasz profesor.
- Że co?! Profesor chyba żartuje! - zawołaliśmy jednocześnie. Niemal natychmiast rzuciliśmy sobie wściekłe spojrzenia.
- No widzicie, jacy jesteście dobrze zgrani! Nawet mówicie w tym samym momencie.
- My zgrani?! To nie prawda! Przestań mówić w tym samym czasie co ja! Nie, to ty przestań! - próbowaliśmy się przekrzyczeć, jednak marnie nam to wychodziło.- Przestań, do cholery!
- Horan! Przestań w końcu, bo przysięgam, że następnym razem obudzisz się na bezludnej wyspie, z której nie ma żadnej drogi ucieczki, oddychając jedynie przez rurkę i wyssany z prawie całej krwi. - warknęłam.
- Mercer, a może to ty byś raz z łaski swojej przestała i ustąpiła lepszym? Wiem, że na mnie lecisz i nie możesz mi się oprzeć, ale to już chyba przechodzi nawet wampirze pojęcie.
Nie no, trzymajcie mnie, bo zaraz rzucę na niego jakiś urok w stylu Merlina! W końcu to mój krewny i coś niecoś z jego wiedzy skapnęło na mnie. Już zaczęłam snuć przepiękne plany najokrutniejszego w dziejach morderstwa Pana "Idealnego", coś na miarę Kuby Rozpruwacza, który nawiasem mówiąc również był wampirem, gdy odezwał się profesor Rydhian.
-Dosyć tego. Jesteście w parze i koniec dyskusji.Każda para ma być mieszana. Macie dwie minuty na dobranie się, a potem opowiem Wam, czego będzie dotyczyć ten projekt.

Czego dotyczył ten projekt? Mieliśmy przez dwa miesiące, ponad, badać nawzajem swoje zachowania. To, w jaki sposób dany osobnik z pary reaguje w danej sytuacji i z czego to może wynikać. A to oznaczało, że mieliśmy spędzać z naszą "parą" każdą chwilę, w nocy jak i za dnia. Dzięki czemu również wylądowałam w pokoju obok sypialni tego dupka! Przez to, że mam bardzo wyczulony słuch, słyszę jak chrapie! To mi spać nie daje! A to był właściwie dopiero początek. Początek końca? A może początek czegoś nowego?


Witajcie ludzie! Z tej strony Looolu i Kat  :P
Oto nasz pierwszy wspólny blog i obie mamy nadzieję, że się Wam on spodoba :)

Chyba po prologu wiadomo o czym mniej więcej będzie to opowiadanie...
Co by tu jeszcze...
No nic, na razie to wszystko i do rozdziału pierwszego! :)