sobota, 22 marca 2014

12. Happy Birthday!

Im większe w człowieku wewnętrzne rozbicie, poczucie własnej słabości, niepewności i lęk, tym większa tęsknota za czymś, co go z powrotem scali, da pewność i wiarę w siebie. - Antoni Kępiński.

Harry:

       W sobotę stawiłem się pod pokojem Gwen równo o dziesiątej. Miałem zająć Ją przez cały dzień, żeby reszta miała czas na przygotowanie wszystkiego. Dzisiaj był trzeci marca, a to oznaczało urodziny Gwenny, która kończyła dokładnie dwadzieścia lat. Jest młodsza ode mnie o rok. Westchnąłem i oparłem się o ścianę, czekając aż jubilatka wyjdzie ze swojej sypialni. Dlaczego dziewczyny muszą się tak długo szykować? Zanim zdążyłem odpowiedzieć sobie na to pytanie, drzwi otworzyły się delikatnie, a zza nich wyjrzała zjawiskowa piękność. Ciemne, prawie czarne włosy opadały falami na Jej ramiona. Odziana była w brązową koszulkę na krótki rękaw, czarny kardigan, a na nogach miała idealnie dopasowane, ciemne jeansy. Jednak na to wszystko później zwróciłem uwagę. Najpierw były Jej oczy. Piękne, błyszczące niczym gwiazdy na nocnym niebie. I ten uśmiech. Nieśmiały, ale bardzo uroczy. 
- Cześć. - powiedziała cicho, a pod wpływem mojego spojrzenia Jej policzki delikatnie się zarumieniły, przez co wyglądała jeszcze piękniej. 
- Cześć. Wyglądasz... przepięknie. - wykrztusiłem. Odchrząknąłem i wyciągnąłem do Niej rękę. - Czy pozwoli Pani się porwać, panno Cairstairs? Zaplanowałem dla Pani ekscytujący dzień na mieście z nadzieją, że będzie się Pani świetnie bawić.
-Ależ oczywiście, panie Styles.
            Chichocząc, ujęła mnie pod ramię i poszliśmy po nasze kurtki, a potem wyszliśmy na zaśnieżone ulice miasta Zenith*. To małe miasto, ale nie aż tak małe, żeby każdy tu znał każdego. To miejsce nie dorównuje jednak mojemu rodzinnemu miastu, Holmes Chapel. Ale teraz jestem tutaj i muszę się zająć dziewczyną, która szła obok mnie. Dziewczyną moich marzeń. Kątem oka na Nią zerknąłem i uśmiechnąłem się delikatnie. była strasznie urocza w tej szarej czapce z brązową buźką pandy. 
- Ok, to gdzie mnie porywasz? - spytała, rozglądając się po okolicy. Mój uśmiech natychmiast stał się tajemniczy.
- Zobaczysz. Zaplanowałem coś, czego nie zapomnisz do końca życia. 


Niall:

             Przygotowania do urodzin Gwendolyn trwały w najlepsze. Pomagała cała nasza paczka, nawet Sophie się dołączyła. Oczywiście wszyscy byliśmy zdziwieni jej pojawieniem się i tym jej niepewnym uśmiechem, jednak Flora powiedziała nam, żebyśmy dali jej szansę, bo może się okazać, że wcale nie jest taka zła na jaką pozuje. Osobiście skwitowałem to jedynie wzruszeniem ramion i zająłem się z powrotem zawieszaniem wstążek na suficie pokoju Harry'ego. Nie wiem, dlaczego akurat u niego, a nie u Gwen, ale się nie wtrącałem. Kątem oka obserwowałem jak Flora ustawia z pomocą Louisa kubki i te inne rzeczy na stole. Co chwila się z czegoś śmiali i wyglądali, jakby się naprawdę dobrze czuli w swoim towarzystwie. Zacisnąłem zęby i odwróciłem wzrok, a w moim sercu zakiełkowało pewne uczucie, które wcale nie było przyjemne. Zazdrość. Wstyd się przyznać, ale byłem zazdrosny o Florę i mojego najlepszego przyjaciela.  Nigdy nie mogłem przestać myśleć o Florze. Dotąd myślałem tylko jak uprzykrzyć Jej życie, jednak od tego pocałunku u Niej w pokoju, moje myśli względem Niej diametralnie się zmieniły, zaczęły biec zupełnie innym torem. Jednak, mimo wszystko, być zazdrosnym o przyjaciela? Przecież to niedorzeczne i głupie. Muszę przestać tak czuć, bo to bardzo niebezpiecznie, ogółem uczucia to bardzo niebezpieczna broń. Kiedy skończyłem już wszystko zawieszać, zszedłem z drabiny i podszedłem do stolika, przy którym w dalszym ciągu stali Flora i Lou.
- Pomóc ci w czymś jeszcze? - spytałem, przerywając im rozmowę. Spojrzała mnie ciemnymi oczami i uśmiechnęła się, a w Jej policzku zakwitł uroczy dołeczek. Od razu krew we mnie zawrzała, żołądek zacisnął się w ciasny supeł, a w gardle nagle pojawiła się nieznośna gula, nie do przełknięcia. 
- Mógłbyś przynieść jeszcze trochę picia z kuchni? Postawiłam je przy lodówce. - westchnęła. - Mam nadzieję, że nikt ich stamtąd nie zabrał.
- Na pewno jeszcze są. - uspokoił Ją Louis, kładąc Jej dłoń na ramieniu. Cichutko zazgrzytałem zębami. Mam nadzieję, że tego nie usłyszeli. 
- Pójdę po nie i się przekonamy. - powiedziałem. Słowa zabrzmiały zbyt ostro, więc się po prostu zmyłem. Po drodze do kuchni mamrotałem do siebie pod nosem, że jestem głupi, co w gruncie rzeczy jest prawdą. Nie mam prawa być zazdrosny ani o Louisa ani o Florę. To, że kiedyś byliśmy w sobie zakochani, nie daje mi prawa być o Nią teraz zazdrosnym. Muszę nauczyć się rozróżniać to, co było kiedyś, a to co jest teraz. Westchnąłem, jak na mój gust, zbyt dramatycznie i wszedłem do kuchni. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i w końcu dostrzegłem dwie zgrzewki napojów ustawionych tuż koło lodówki. Ruszyłem w ich stronę, jednak zaraz poczułem tępy ból w potylicy, moje ciało zapłonęło żywym ogniem i naraz ze wszystkich stron ogarnęła mnie wszechstronna i nieprzenikniona ciemność. 

Liam:

               Byłem dumny z Sophie, gdy widziałem Jej starania, by lepiej traktować moich przyjaciół. Naprawdę rozpierała mnie cholerna duma. Soph stara się i robi to dla mnie, bo wie jak ważni są dla mnie przyjaciele. Wiem, że to brzmi, jakbym myślał, że jestem pępkiem świata, ale ja po prostu wiem, że to ja jestem powodem Jej pracy nad sobą. Miałem nadzieję, że uda Jej się przekonać do siebie dziewczyny. Chłopaków da się szybciej urobić, jak z nimi porozmawiam. Właśnie, skoro mowa o chłopakach, to gdzie się podział Niall? Flora wysłała go po napoje już dobrą godzinę temu, a jego dalej nie ma. Gwen i Harry przyszli przed paroma chwilami i nic nie wiedzą, jednak widziałem, że pannę Mercer zżera od środka niepokój. Nie dało się nie zauważyć, że dziewczyna czuje coś do niego tak samo jak on do niej, ale oboje się do tego nie przyznają. Ciekawe dlaczego?
- Słuchajcie, gdzie wcięło Niall'a? - spytała w końcu Josey. - Wyszedł jakąś godzinę temu i zniknął.
- Wiemy... Idę go poszukać. - oznajmiła brunetka.
- Pójdę z tobą. - powiedziała Sophie i odprowadzane naszymi spojrzeniami wyszły. Louis podszedł do mnie, podczas gdy reszta dalej składała jubilatce życzenia.
- Widać musi cię bardzo kochać, skoro tak mocno stara się zmienić w stosunku do nas. - zauważył cicho.
- Wiem. I naprawdę się z tego cieszę. - uśmiechnąłem się.
                Minęło może z kilka minut, kiedy nagle do pokoju Harry'ego wpadła przerażona Sophie, w oczach której lśniły łzy. Dyszała ciężko, jak po biegu długodystansowym. Powiodła po nas wszystkich wzrokiem i drżącym głosem powiedziała:
- Niall... został... zaatakowany!

Flora:

              On żyje, mówiłam sobie w myślach, gładząc z niemym szlochem Jego poranioną twarz. Kilka chwil temu Sophie pobiegła po pomoc, a ja zostałam przy Niall'u. Nie chciałam Go odstępować ani na krok, nawet choćby ten najmniejszy. Spojrzałam na Jego klatkę piersiową, na której pojedyncze rany krwawiły obficie i nie znikały, co mnie mocno zastanowiło. Szybko rozdarłam jego zakrwawioną koszulkę, zmoczyłam ją po czym ponownie opadłam obok chłopaka na kolana i zaczęłam przemywać Jego rany. Nagle dostrzegłam kartkę wystającą z kieszeni spodni Niall'a/ Ogarnęły mnie złe przeczucia, dlatego drżącą ręką ją wyjęłam. Rozwinęłam ją i przebiegłam wzrokiem po zapisanych czarnym atramentem słowach.

Miej się na baczności, Florence.
Bo następna będziesz ty.
Ale z tobą nie obejdę się już tak...
łagodnie.
                                                 A.

             Kolejne łzy pociekły ciurkiem po mojej twarzy. O mój Boże, to moja wina. To moja wina, powtarzałam w myślach. Nagle do moich uszu dotarł zduszony jęk Niall'a. Spojrzałam na Jego twarz. Jego powieki zadrżały gwałtownie i po chwili uchyliły się, ukazując światu porażający i niesamowity błękit Jego oczu. Z gardła wyrwał mi się zdławiony szloch. Oczywiście oznaczający ulgę.
- Co...? - wychrypiał. Pogłaskałam Go czule po policzku, czując jak ściska mnie w dołu. To moja wina. Przełknęłam bezgłośnie ślinę.
- Ktoś cię ładnie załatwił. Nie ruszaj się i na razie nic nie mów, żeby cię jeszcze bardziej nie bolało. - powiedziałam łagodnie. Nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy. Gdybym to zrobiła, skapnąłby się, że nie mówię mu całej prawdy.
          Czekając na pomoc ściskałam Jego dłoń, a drugą głaskałam potargane włosy blondyna, jednocześnie bijąc się z myślami. Tu z jednej strony Liam i Niall są coraz bardziej podejrzliwi i dociekliwi. Z drugiej strony Alex robi się coraz bardziej niebezpieczny i bezczelny. Będę musiała im wyjawić prawdę. O mnie. O Alexie. O tym kim jestem i kim byłam. Będą musieli nauczyć się jak mogą się obronić przed moim kuzynem.
            Przybiegli Sophie, Liam, Louis i pielęgniarka. Kiedy Go zabierali do Skrzydła Szpitalnego, przemknęło mi przez myśl, że Gwenny ma przeze mnie spieprzone urodziny. Nie ma to jak wpędzać się w jeszcze głębsze poczucie winy.


*Zenith - wymyślone przez autorki miasto w Anglii, które tak naprawdę prawdopodobnie istnieje w Stanach Zjednoczonych w stanie Ohio. 

----------------
hej, trzymajcie kolejny. 
liczę na komentarze.
Kocham Was wszystkich.
Siemaneczko .
/ loluśka. :D 

sobota, 15 marca 2014

11. I know that he doesn't hate me anymore but he doesn't love me.

Serce miej otwarte dla wszystkich, zaufaj niewielu. - William Shakespeare

Gwen:

       Gdy Harry spytał, czy się z nim umówię, najpierw poczułam zaskoczenie. Byłam w totalnym szoku, że ktoś taki jak Styles może zaprosić kogoś takiego jak ja, na randkę. W teorii nasze rasy powinny się nienawidzić, w końcu nefilim polują na demony. Co prawda, ja tylko w połowie jestem demonem, ale o tym nikt nie wie. Mój tata zakazał mi o tym mówić, bo gdyby jakieś czysto krwisty demon się o tym dowiedział, byłoby źle. Potem jednak zaskoczenie zmieniło się w euforię. Poczułam się jak w bajce. I oczywiście się zgodziłam! Byłabym głupia, gdybym odmówiła. Umówiliśmy się, że na tą randkę pójdziemy na początku marca, kiedy już sprawa z Samem trochę przycichnie. To znaczy, nikt prócz naszej ósemki i dyrektorki nie wiedział, co się tak naprawdę stało, ale nam bardziej chodziło o to, żeby Flora nie miała do nas pretensji o nic. Rozmawiałam z nią jednak i ta ochrzaniła mnie za takie myślenie. Powiedziała również, żebym nie przejmowała się nią, tylko poszła na tę randkę z Harrym. Uśmiechnęłam się do swoich myśli i spojrzałam na dziewczynę, która siedziała razem z Josie, Evie, Niall'em, Louisem  Zaynem. Byliśmy akurat na lekcji psychologii. Nawet nie słuchałam o czym mówi profesor Morgan, wiedziałam jedynie, że mowa jest o tym projekcie. Mi się akurat trafiło, że byłam w parze z Liamem, co bardzo nie podobało się Sophii, ale mi z kolei nie podobało się, że ona była w parze z Haroldem. Niestety, ale profesor nas tak porozdzielał twierdząc, że Liam i Sophie już i tak dużo o sobie i swoich zachowaniach wiedzą. No ok, ale dlaczego musiał pokarać właśnie mnie i Harry'ego! Przecież to nie nasza wina, że oni ze sobą chodzą! Jaka wielka szkoda, że nie mam tu nic do gadania. 
        Lekcja dobiegała już końca, z czego niezmiernie się cieszyłam, bo chciałam iść i zadzwonić do rodziców. W końcu dawno ich nie widziałam. Gdy uczniowie zaczęli wstawać ze swoich miejsc, profesor powiedział:
- Florom proszę, zostań na chwilę.


Flora:

      Niepewnie stanęłam przed biurkiem Morgana, podczas, gdy inni opuszczali salę. Przyjaciele posłali mi spojrzenia pytające, czy mają poczekać na mnie, ale ledwo zauważalnie pokręciłam głową. Przeniosłam swój wzrok na nauczyciela. Nagle, zupełnie niespodziewanie, pomyślałam, że sposób w jaki profesor mówi, czy porusza się strasznie mi przypomina Alexa. Zaraz jednak się za to skarciłam. Głupoty ci przychodzą do głowy, Flora! Twój profesor nie jest w żadnym stopniu podobny do Alexa. Koniec, kropka.
- Czemu pan chciał, żebym została, profesorze? - spytałam cicho.
- Chciałem tylko spytać, czy nie masz mi za złe, że przydzieliłem ci do pary Niall'a. Wiem, że się nie dogadujecie, ale...
- Jest dobrze. - przerwałam mu, chcąc jak najszybciej stąd uciec. Tak naprawdę to nigdy nie lubiłam za bardzo profesora Morgana, bo zawsze wzbudzał we mnie silny niepokój. - Dogadujemy się całkiem nieźle.
       Czy mi się wydawało, czy w jego niebieskich oczach, oprócz zdziwienia, dostrzegłam błysk zimnej furii? Pewnie mi się tylko wydawało.
- To... dobrze. Właściwie to miałem cichą nadzieję, że tak się właśnie stanie. - powiedział ze sztucznym uśmiechem. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że kłamał. Jakby na czole miał wypisane Kłamca. 
- Czy to już wszystko, panie profesorze? - proszę, powiedz tak, powiedz tak! - modliłam się w myślach.
- Tak, tak. Możesz już iść. - machnął lekceważąco ręką, pogrążając się w zamyśleniu. Gdy zamknęłam za sobą drzwi, odetchnęłam z ulgą. Nigdy więcej nie zostanę z nim sam na sam, obiecuję! Odwróciłam się z zamiarem pójścia do biblioteki, jednak się z kimś zderzyłam.
- Ałł! Uważaj jak chodzisz! - zawołała rozgniewana Sophie. No pięknie, akurat ona. Westchnęłam bezgłośnie.
- Przepraszam, nie chciałam na ciebie wpaść. - mruknęłam, nie patrząc na nią.
- Nie szkodzi, nie widziałaś mnie. - odmruknęła, czym mnie mocno zdziwiła. Spojrzałam na jej osobę. Wydawała się być taka przygaszona...
- Sophie, czy coś się stało? - spytałam niepewnie. Drgnęła gwałtownie, a oczy zaszły dziwną mgłą. 
- Ja... a skąd taki wniosek?
- Po prostu zachowujesz się inaczej niż zazwyczaj. Nie nawrzeszczałaś na mnie za to, że wpadłam na ciebie, nie zwyzywałaś... Czyżbyś została podmieniona? - na jej ustach zamajaczył nikły uśmiech, który zaraz zniknął. - Co jest? 
- Dlaczego miałabym ci cokolwiek powiedzieć?
- Bo jestem dobrym słuchaczem? I chciałabym cię choć trochę zrozumieć.
- Nie tutaj. - szepnęła, rozglądając się podejrzliwie na boki, chwyciła mnie za rękę i poprowadziła nas w stronę swojego pokoju.

Sophie:

       Ciężko mi było o tym mówić. Na dobrą sprawę nawet Liamowi nigdy o tym nie mówiłam. Dlaczego więc opowiedziałam o tym akurat Florze? Osobie, co do której zawsze miałam poważne wątpliwości. Nie wiem, ale mimo wszystko bardzo mi ulżyło. W końcu mogłam to z siebie wyrzucić i dobrze, że to była osoba trzecia, w ogóle w to nie zamieszana.
- Sophie... Czy Liam o tym wie? - spytała cicho wampirzyca. Pokręciłam głową.
- Nigdy nie zdobyłam się na tak szczególną odwagę by mu to powiedzieć.
- Rozumiem. - powiedziała, a ja czułam, że ona naprawdę rozumie. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale między nami, dzięki tej rozmowie, nawiązała się nić porozumienia. Nigdy nie sądziłam, że zwierzę się komuś innemu niż Liam. To on był zawsze moim powiernikiem, przyjacielem.
- Wiesz, że będziesz musiała powiedzieć o tym Liamowi? W  miłości nie ma miejsca na żadne tajemnice, chyba że są absolutnie konieczne. Inaczej mogą zniszczyć uczucie.
- Mówisz o tym tak, jakbyś to kiedyś przeżyła. - zauważyłam. Brunetka posmutniała, a słysząc jej następne słowa pożałowałam, że to powiedziałam.
- Bo przeżyłam. Ponad pół wieku temu. Byłam zakochana w pewnym wampirze czystej krwi, którego poznałam w sumie przez kompletny przypadek. A on był zakochany we mnie. Było między nami jednak zbyt dużo moich tajemnic, a gdy jedną z nich niechcący wypaplałam, strasznie się pokłóciliśmy i on mnie znienawidził, a ja jego. A przynajmniej tak myślałam.
- Tak myślałaś? - nie zrozumiałam.
- Wciąż go kocham. - szepnęła łamiącym się głosem. - Ale on nie kocha mnie.
- Skąd to wiesz? - spytałam łagodnie. - Pytałaś go o to kiedykolwiek?
- Nie musiałam. Wiem, że mnie już nie nienawidzi, ale mnie nie kocha. - pokręciła głową.
- Floro, czy ty przez cały czas mówiłaś o Niall'u?
- Tak.
- No to on na pewno czuje do ciebie coś więcej, o wiele więcej. - rzekłam z przekonaniem. - Przecież to widać na pierwszy rzut oka!
- To miłe, że tak mówisz, ale ja się nie łudzę. Tylko proszę, nie mów o tym nikomu. Jesteś jedyną osobą, której powiedziałam o tej części mojej przeszłości i o tym co czuję. - wstała z westchnieniem. - Wpadniesz z Liamem na urodziny Gwen w tę sobotę? Trzeba w końcu wszystkim pokazać, że nie jesteś taka zła na jaką pozujesz.
       Wahałam się tylko przez chwilę.
- Przyjdę.


Jak widzicie rozdział jest taki trochę dziewczęcy. 
I mam do Was takie małe pytanko... Dlaczego tak mało komentarzy było pod poprzednim rozdziałem?
To trochę dołujące, że tylko cztery osoby skomentowały poprzedni rozdział wstawiony przez Lolu.
Mam nadzieję, że pod następnymi rozdziałami będzie o wiele więcej komentarzy.
Bardzo się obie staramy, żeby na bierząco wymyślać fabułę opowiadania, żeby nie było ani nudne ani monotonne.
No nic... To by było na tyle...
Do zobaczenia wkrótce!
Kat xx.

sobota, 1 marca 2014

10. Full moon

Niebo zsyła nam przyjaźń po to, żebyśmy mogli się wypowiedzieć i pozbyć tajemnic, które nas gnębią. - Antoni Czechow

Flora:

- Niall... - wyszeptałam, patrząc w jego niebieskie oczy. Ciągle klęczał na podłodze, uwięziony między moimi nogami. Pocałunek sprzed kilku chwil zrobił na mnie takie wrażenie, że dalej czułam jego wargi na swoich. Tak dawno nie miałam okazji go całować, że prawie się popłakałam, ale tym razem ze szczęścia. Jednak zaraz przed moimi oczami stanął poćwiartowany Sam i wtedy odsunęłam się od blondyna. Ale dlaczego mnie pocałował, skoro mnie nienawidzi? Może po prostu chciał mnie uciszyć? W końcu, dla niego, to co wygadywałam to bzdury. A dla mnie to okrutna prawda. Taka jest rzeczywistość, która okazała się dla mnie wyjątkowo okrutna i brutalna. Wzięłam głęboki wdech. - Przecież ty mnie nienawidzisz!
       Niall pokręcił głową.
- Wcale cię nie nienawidzę! - również szeptał.
- Ale...
- Wiem, że dawałem ci wiele powodów byś tak myślała, ale tak naprawdę to ja sam zrozumiałem to dopiero niedawno. - westchnął.
- Niall... - niepewnie pogładziłam go po policzku. Ja też cię nie nienawidzę. Pytanie tylko, co my teraz z tym poczniemy?
- Może...
- Nie. - tym razem to ja mu przerwałam. - Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Przynajmniej w tej chwili, nie po tym jak Sam... - chciałam powiedzieć został zamordowany, ale zdałam sobie sprawę, że nie może mi to przejść przez gardło. Zadrżałam, a Niall położył mi dłoń na ramieniu, powodując tym szybsze bicie mojego serca. Co prawda, przemienionym wampirom nie biją serca, tylko tym czysto krwistym, jednak potrafią to w każdej chwili zastopować, to ja w połowie tylko jestem wampirem. W drugiej połowie wciąż jestem czarownicą, a to oznacza, że człowiekiem. Nieźle pogmatwane, ale da się z tym żyć. Do czasu. 
- Wiesz, ale i tak czy siak będziemy musieli porozmawiać. - oznajmił blondyn. - Nie zapomniałem o tym co powiedziałaś kilka dni temu w jadalni.
       Na jego słowa skóra mi ścierpła i, o ile to możliwe, zbladłam jeszcze bardziej niż dotychczas byłam blada. Postanowiłam jednak, że dam mu poczucie pewności, że wszystko mu wyjaśnię. Wiem, że to okrutne, ale przecież nie mogłam mu wyjawić prawdy o tej tajemnicy! To jest dla niego zbyt niebezpieczne, zresztą nie tylko dla niego, dla moich przyjaciół także. Dlatego nikt się nie dowie o mojej przeszłości. To będzie tajemnica, którą, jeśli będzie taka potrzeba, zabiorę do grobu.


Zayn:

       Dziś była pełnia. Najgorsza pora w całym miesiącu. Nienawidzę bycia wilkołakiem. To straszne, a sama przemiana bardzo bolesna. I przez swoją wilczą naturę mogę być czasem... bardzo porywczy. To znaczy, jeszcze mi się nie zdarzyło, by mój wewnętrzny wilk przejął nade mną kontrolę, ale to się może stać w każdej chwili. Nie chcę, żeby tak się stało. Boję się, że mogę wtedy kogoś nieumyślnie skrzywdzić. Dlatego wolę się do nikogo nie przywiązywać. Ale w przypadku moich przyjaciół już na to za późno. Nie mógłbym ich teraz porzucić.
       Wybiegłem ze szkoły w tej samej chwili, w której księżyc wyszedł zza chmur. Pierwsza fala bólu przeszła przez moje ciało, powodując, że prawie zgiąłem się w pół. Ostatkiem sił powstrzymałem się od tego i wbiegłem do lasu. Usłyszałem za sobą czyjeś kroki, jednak nie miałem jak się nad tym choćby zastanowić. Kolejna fala tępego bólu mnie zalała. Upadłem na kolana, brodząc w śniegu i aż jęknąłem. To zawsze jest takie bolesne. ZAWSZE. Jest tak, jakby ktoś łamał mi wszystkie kości, by te mogły się ponownie zrosnąć, tworząc już jednak trochę inną kombinację. Tata mi opowiadał, ja jeszcze byłem dzieckiem, a on nie oszalał, że takie bolesne przemiany pod wpływem pełni trwają do końca nastoletniego okresu. A to oznacza, że muszę się z tym męczyć jeszcze przez najbliższe dwa lata, a potem będę mógł się przemieniać pod wpływem własnej woli, kiedy tylko będę chciał. Lub wcale.
       Samo bycie wilkołakiem może i nie jest aż takie złe, bo każdy likantrop uwielbia to poczucie wolności, jakie daje mu bycie w skórze wilka, ale wolałbym być już wampirem. Nie musiałbym się aż tak bać, że któregoś dnia mogę komuś zrobić nieumyślnie krzywdę, bo wampiry umieją się kontrolować.
       Kiedy się skuliłem, chcąc, żeby ta przemiana była już za mną, nagle poczułem na skroniach czyjeś przyjemnie chłodne dłonie, które cudownie kontrastowały z moją rozpaloną skórą. W pierwszej chwili pomyślałem, że to Flora lub Evangelina, bo normalnie tylko wampiry mają tak zimne ręce, a ich właścicielem niewątpliwie była dziewczyna, jednak szybko dotarło do mnie, że to może być ktokolwiek inny. Z trudem uniosłem wzrok i z niejaką ulgą dostrzegłem górującą nade mną Josephine.
- Josie... - wycharczałem. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie uspokajająco, jej ciemne włosy zafalowały jak na wietrze, a niebieskie oczy zabłysły niczym gwiazdy na niebie.
- Spokojnie, Zayn. Zaraz przestaniesz czuć ból. - obiecała, przymknęła powieki i na jej delikatnej twarzy odmalował się wyraz skupienia. Rzeczywiście, po kilku sekundach przestałem czuć jakikolwiek ból. Zaskomlałem z ulgi i wtedy dostrzegłem, że zamieniłem się w wilka. W podzięce polizałem czarownicę po policzku, jak na udomowioną wersję wilczura przystało i posłałem jej pytające spojrzenie. Zachichotała cichutko.
- Jutro w szkolę ci wszystko wyjaśnię. - podrapała mnie za uchem. - I nie ma za co, wilczku.

Liam:

       Nie mogłem spać. Przewracałem się z boku na bok, próbując chociaż zapaść w krótką drzemkę, ale sen jak na złość nie przychodził. W końcu z westchnieniem odrzuciłem kołdrę i wstałem z łóżka. Spojrzałem przez okno i ponownie westchnąłem widząc, że jest pełnia. No to już wiem, dlaczego nie mogę zasnąć. Kiedy jest pełnia, zawsze mam problem ze snem. Magia wtedy jest najbardziej intensywna i wyczuwalna i podczas, gdy księżyc jest w całej swej okazałości, czarownicy mają wtedy największą moc.
       Wyszedłem z pokoju i poszedłem do kuchni zrobić sobie gorącą czekoladę. W końcu jest koniec lutego, a to najzimniejszy okres w roku. A wiadomo, że na takie dni i noce najlepsza jest właśnie czekolada lub kakao. Wszedłem do pomieszczenia i ze zdziwieniem dostrzegłem, że Flora stoi przy bufecie i miesza łyżeczką w kubku.
- Hej, Liam. - powiedziała cicho, nie odwracając się. No tak, wampirzy słuch, pomyślałem, podchodząc bliżej. 
- Też nie możesz spać? - spytałem. Pokręciła głową, a jej kucyk zafalował.
- Zawsze, gdy jest pełnia, nie mogę zasnąć.
       Przyjrzałem się jej. Magia, którą zawsze w niej wyczuwałem, dzisiaj mogłem ją ZOBACZYĆ. Iskierki magii unosiły się wokół niej, tworząc swego rodzaju poświatę, która pięknie zlewała się z jej aurą.
- Floro... - zacząłem z wahaniem. - Co ty ukrywasz? I dlaczego wyczuwam w tobie magię?
               Spięła się.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Flora, nie jestem twoim wrogiem, tylko przyjacielem. Wiesz dobrze, że możesz mi o wszystkim opowiedzieć. - powiedziałem łagodnie.
- Tak, Liam. Jesteś moim przyjacielem, ale w tej chwili nie mamy o czym mówić.
- Dlaczego kłamiesz? Czemu nie chcesz powiedzieć mi prawdy?
- Jakiej prawdy? - zacisnęła zęby, a żarówka nad nami zaczęła niebezpiecznie migać i drżeć.
- Jesteś przemienionym wampirem. - mruczałem, główkując. - Więc jedynym sensownym wytłumaczeniem na to, że czuję w tobie magię je to, że za życia byłaś czarownicą!
       Brunetka zbladła gwałtownie, jeszcze bardziej niż normalnie, co tylko mi powiedziało, że myślę dobrze.
- Nie węsz, Liam. Nie grzeb w mojej przeszłości, bo źle na tym wyjdziesz. - ostrzegła mnie.
      Nagle żarówka pękła, a pomieszczenie zalała ciemność. Poczułem obok siebie podmuch, który pozostawił za sobą jeszcze jedne słowa ostrzeżenia. Nie mieszaj się do tego, Liam.