środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt!

To jeszcze nie rozdział, ale on jeszcze tak naprawdę nie jest napisany (świąteczna szczerość :P), ale postaramy się go napisać jak najszybciej, by go jak najszybciej wstawić. Ale nie o tym.

Ponieważ dzisiaj jest Wigilia, chciałybyśmy Wam wszystkim życzyć 
  • wesołych świąt;
  • super prezentów;
  • dużo dobrego jedzenia;
  • zdrowia, szczęścia itp.;
  • pijanego Sylwestra :D
  • szczęśliwego Nowego Roku!
  • oraz tego, by wszyscy, co czytają to opowiadanie, wytrwali z nami do końca tej historii :)
Życzenia mało oryginalne, ale co się dziwić, skoro niedawno wróciłam z Wigilii u dziadków w... hm... jakby to tak ładnie ująć w słowa... w troszkę odmiennym stanie niż na co dzień [czyt. po kilku kieliszkach wina pół wytrawnego (swoją drogą mołdawskie, bardzo dobre :D) i jednym kieliszku wódki na wiśniach wypitym w tajemnicy przed wszystkimi z siostrą cioteczną] i coś ciężko mi się teraz myśli.

No, to jeszcze raz wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń i wgl, życzymy Wam my: Lolu i Kat xx.

Do zobaczenia przy okazji nowego rozdziału! :*

PS. No i oczywiście życzymy wszystkiego najlepszego naszemu kochanemu Louisowi, który to kończy tego dnia, o ile się nie mylę - jak tak to mnie poprawcie, bo słaba z matmy jestem i nie umiem liczyć :P - 23 lata. Jemu również życzymy tego, co Wam (no, może oprócz tego ostatniego punktu :P)
PS2. Ach, no i chciałam poinformować wszystkich, że ja (czyli Kat) postanowiłam napisać moje ostatnie opowiadanie o One Direction (i w sumie nie tylko, ale o tym dowiecie się może kiedy indziej), które zacznę publikować w przyszłym roku :D. Jeśli ktoś jest zainteresowany to niech pisze, to przybliżę mniej więcej fabułę :)

sobota, 6 grudnia 2014

19. She's gone.

Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma. - Wisława Szymborska


Niall:

       Poderwałem się gwałtownie z podłogi, gdy się ocknąłem. To, co zobaczyłem... co zobaczyliśmy... O mój Boże... Biedna Flo. A ja Ją przez tyle czasu tak okropnie traktowałem! Co ze mnie za wampir... Przejechałem dłonią po twarzy, próbując się pozbyć w jakiś sposób mgły spowijającej mój wzrok. Pozostałości po śnie wywołanym przez Alexa. 
- Mój Boże... - z zamyślenia wyrwał mnie drżący głos Evie. Spojrzałem po przyjaciołach. Wszyscy wstawali na chwiejnych nogach z podłogi, próbując dojść do siebie po tym, co zobaczyliśmy.
- Nie mogę uwierzyć... - szepnął Harry. Jego oczy były szeroko otwarte, a źrenice bardzo rozszerzone, zasłaniające niemal w całości zieleń jego tęczówek. - Zabić w tak bestialski sposób swoją rodzinę tylko dlatego, że Flora nie chciała oddać mu swojej mocy? Przecież to chore!
- Ale to jest Alex. Nie zawaha się przed niczym. Widzieliście, że nawet wtedy jak Flora prawie popełniła samobójstwo, nie dał jej umrzeć. Nie dał jej odejść w spokoju, tylko sprawił, że została na tym świecie tylko po to, żeby być przez niego dręczona. - głos Louisa był dziwnie przytłumiony, jakby mówienie sprawiało mu niejaką trudność. Uświadomiłem sobie, że poniekąd właśnie tak jest. Lou był Aniołem Stróżem Flory i nie zdołał jej obronić w momencie, kiedy naprawdę było trzeba. Nie było go na miejscu i nie widział tego, co się wydarzyło tamtej nocy. - Gdybym tylko wtedy dotarł na czas. Gdybym nie dał się złapać demonom wysłanym przez Alexa, oni wszyscy prawdopodobnie by żyli.
- Tego nie wiesz. - powiedziałem łagodnie. - Nawet jakbyś dotarł na czas, ich było zbyt dużo, nawet jak na Anioła. Sam nie dałbyś im rady. A poza tym, Alex na pewno znalazłby jakiś inny sposób, żeby cię unieszkodliwić. Więc nie możesz się obwiniać, tak samo jak Flora nie może obwiniać siebie. 
- Niall ma rację. - poparła mnie stanowczo Sophie. Wydaję mi się, że ona najbardziej z nas wszystkich rozumie to, co przeżywała Flo przez te wszystkie lata. Właściwie to sama przeżywała to samo, tyle że przez krótszy okres czasu. Sophie również widziała śmierć swojej rodziny i nic z tym nie mogła zrobić. 
- Musimy do niej iść i z nią porozmawiać. - oznajmił Zayn. - Teraz już rozumiem, dlaczego to wszystko powiedziała, kiedy byliśmy u niej, ale to nie zmienia tego, że jesteśmy jej przyjaciółmi i musimy jej pomóc, musimy ją ochronić przed Alexem.
          Wszyscy mu przytaknęliśmy. 
- Ej, a czy tylko ja zauważyłam podobieństwo między Alexem a profesorem Morganem? - spytała nagle Gwen. Zamyśliłem się. 
- Faktycznie, wyglądają bardzo podobnie, ale chyba nie sądzisz, że to jedna i ta sama osoba. - mruknął Liam.
- Chryste Panie! - szepnął Louis i pobladł nagle. Spojrzałem na niego.
- Czy ty chcesz...
- Tak. - nie pozwolił mi dokończyć. - Jak mogłem być taki ślepy i tego nie zauważyć?! Alex i Rydhian Morgan to jedna i ta sama osoba!
          W chwili, gdy  to wypowiedział, po szkole rozszedł się czyiś krzyk. Tym razem nie był on jedynie w naszych głowach. Ale tym razem także należał on do Flory.


Flora:

       Ciskałam w jego stronę zaklęciami różnego rodzaju, w głowie mając tylko jedną myśl. Zabić go. Za to,  że zabił moją rodzinę. Za to, że zamienił moje życie w istne piekło. Za to, że stanowił zagrożenie dla moich przyjaciół. Za to, że on żyje, a moi bliscy nie. Krzyknęłam, gdy jego zaklęcie trafiło mnie w ramię. Zaczęliśmy się okrążać, jak zwierzęta szykujące się do skoku. Musiałam się znaleźć jak najbliżej drzwi. Chciałam nas stąd wydostać, żeby przypadkiem nie wysadzić mojego pokoju i nie zrobić nikomu krzywdy. Kiedy w końcu znalazłam się dostatecznie blisko wyjścia, zamarłam. Do moich uszu dotarł dźwięk pospiesznych kroków. Alex również je usłyszał i uśmiechnął się szeroko. Zacisnęłam szczękę i zrobiłam jedyną rzecz, która mi przyszła do głowy. Wybiegłam z pokoju. Prędkość wampira jednak się czasem na coś przydaje, pomyślałam, gdy znalazłam się już na zewnątrz. Była połowa marca, ale mimo to śnieg jeszcze ozdabiał ziemię swoją bielą. Stałam chwilę i wdychałam świeże powietrze, gdy nagle czerwony promień świsnął mi koło ucha. Odwróciłam się szybko i dostrzegłam bruneta z uniesioną ręką, wycelowaną we mnie. Walka zaczęła się na nowo. Zaklęcia latały między nami niczym piłka podawana z rąk do rąk. W między czasie myślałam, jak mogę go unieszkodliwić. Mój żywioł na dworze na nic się przyda, śnieg skutecznie ugasi ogień w mgnieniu oka. Przydałaby mi się pomoc, ale musiałam liczyć na siebie. 
- Flora! - usłyszałam nagle głos Josie. Obróciłam się i to był mój błąd. Alex trafił mnie zaklęciem, które miało mi zadać niewyobrażalny ból. Wciągnęłam ze świstem powietrze, zachłystując się nim. Zgięłam się w pół, a moje gardło opuścił długi krzyk, pełen cierpienia. Wzrok zasnuła mi mgła, a w głowie wybuchł pożar. Czułam się, jakby ogień trawił mój organizm od wewnątrz. Ktoś coś krzyknął, ale nie potrafiłam rozpoznać słów. Nagle czyjeś ramiona mnie dźwignęły i to było ostatnie, co zapamiętałam, zanim straciłam przytomność.


Louis:

- Zniknęła. - szepnąłem. Upadłem na kolana, czując ból w klatce piersiowej. - Zabrał ją. Znów zawiodłem. 
         Zacisnąłem powieki, spod których wydostały się dwie łzy i spłynęły po moich policzkach. Obiecałem, że będę ją pilnował, że będę chronić Florę, za wszelką cenę. I zawiodłem. Pozwoliłem by Alex ją zabrał nie wiadomo gdzie. Co ze mnie za Anioł... Czyjeś ramiona objęły mnie delikatnie. 
- Louis, nie zadręczaj się. - szepnęła Evie, opierając podbródek na moim barku. Jej oddech załaskotał moje ucho. - Wcale nie zawiodłeś. Jeszcze nie. Zawiedziesz dopiero wtedy, gdy pozwolisz, by Alex ją zabił. Musisz ją odnaleźć. Byłeś jej Aniołem Stróżem, wciąż łączy was więź. Możesz ją wyczuć, to gdzie jest.
      Słowa Evangeliny były bardzo sensowe, ale docierały do mnie powoli. Tak, mogę ją wyczuć. Więc nie wszystko jeszcze stracone. Wyczuję to, gdzie jest, pójdę tam i ją uratuję. I zawiodę dopiero wtedy, gdy pozwolę na to, by Alex zabił Flo. Powoli podniosłem się z ziemi, a Evie wraz ze mną Wszyscy patrzeli na mnie wyczekująco, gdy zamknąłem oczy. Musiałem się skupić, by ją znaleźć. Wziąłem kilka głębokich wdechów pozwalając, by mroźne powietrze dostało się do moich płuc. Mijały sekundy, które powoli zamieniały się w minuty, aż w końcu udało mi się ją wyczuć. Była daleko, ale nie aż tak. Otworzyłem oczy i spojrzałem na przyjaciół, których spojrzenia były pełne nadziei.
- Wiem, gdzie ona jest.


Kasia mnie zabije, ale chyba odchodzę z bloga.. 
Zawodzę ostatnio. jestem najgorsza.
Kocham Was. 
lolu

Oj tak, Lolu wie co ją czeka.
Nie no, a tak na poważnie to strasznie mi przykro, że Lolu myśli o odejściu, ale to Jej decyzja i niezależnie od tego zawsze będę ją wspierać itp.
!MIN. 6 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 20!
Liczymy obie na Was!
Kat xx.

czwartek, 20 listopada 2014

18. Alexander

Najgorszym więzieniem jest przeszłość - Paulo Coelho

Flora:

       Kręciłam się wokół własnej osi, próbując coś dostrzec przez nieprzeniknioną ciemność. Nie to, żebym bała się ciemności, po prostu nigdy jakoś nie czułam się pośród niej zbyt swobodnie przez to, że nic nie mogłam dojrzeć, a przecież mój wzrok, odkąd stałam się wampirem, wyostrzył się niesamowicie. Westchnęłam z frustracji, gdy zdałam sobie sprawę, że to sen wywołany przez Alexa. Stanęłam w miejscu, ręce położyłam po sobie i czekałam. Krzyknęłam imię kuzyna raz, potem drugi i trzeci, aż w końcu się przede mną pojawił. Przyjrzałam mu się. Czarne, zaczesane do tyłu włosy, lodowate niebieskie oczy, ironiczny uśmiech błąkający się po ustach. Czarna skórzana kurtka, czarny t-shirt, czarne spodnie i czarne eleganckie buty. Przymknęłam powieki. Strasznie mi kogoś w takim stroju przypomina, ale nie mogę sobie przypomnieć kogo.
- Czego chcesz, Alex? - spytałam chłodno. - Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale mam już dosyć tych twoich wizyt w moich snach. Dzięki tobie mam same koszmary i się nie wysypiam.
- O to właśnie chodzi, droga kuzyneczko. O to właśnie chodzi. - zachichotał złośliwie. - A czego chcę? Domyśl się.
- Odczep się od moich przyjaciół. A raczej byłych przyjaciół.
- Byłych? A cóż to się stało, że stali się oni byłymi przyjaciółmi? - udał zainteresowanie. 
- Nie twój interes. Masz ich zostawić w spokoju, zrozumiałeś? Bo jak nie, to przysięgam, że tym razem zabiję cię raz a porządnie. - zaczął się śmiać w głos i spojrzał gdzieś w bok. Przez głowę przebiegła mi myśl, żeby obejrzeć się w tamtą stronę, ale tak szybko zniknęła, że nie udało mi się jej uchwycić. 
- Och, Florence. Oni są dla ciebie ważni. Nie mogę ich zostawić w spokoju. Tak jak nie mogłem zostawić przy życiu twoich bliskich.
            Nagle przed nami zaczęła się rozgrywać scena sprzed stu trzydziestu dwu lat, w którą niemal od razu zostałam wciągnięta, a raczej moja dusza. Moje ciało znalazło się w uścisku Alexa. 
              Moje osiemnaste urodziny. 
       Wampiry na czele z Alexem wtargnęły tuż po moim przyjęciu urodzinowym do naszego dworu. Znajdowaliśmy się wszyscy w sali balowej, na której wcześniej odbyło się przyjęcie. Dwa wampiry od razu chwyciły mnie za ręce i unieruchomiły skutecznie. Szarpałam się, ale nie miałam jak się wyrwać, byli zbyt silni. Ręce bolały mnie, gdy boleśnie wykręcili mi je do tyłu, a w oczach zakręciły się łzy, którym nie pozwoliłam wypłynąć. Kuzyn podszedł do mnie sprężystym krokiem i chwycił mój podbródek między palec wskazujący a kciuk.
- Witaj, droga kuzyneczko. - rzekł aksamitnym głosem, od którego mnie lekko zemdliło. - Wybacz, że nie pojawiłem się na przyjęciu. Wszystkiego najlepszego z okazji twoich osiemnastych urodzin.
              Prychnęłam.
- Nie zostałeś na nią nawet zaproszony. Tacy jak ty nie mają tu wstępu. - syknęłam. Papa posłał mi ostrzegające spojrzenie, które zignorowałam. Cała moja rodzina została schwytana przez sługusy Alexa. 
- Tacy jak ja? Czyli kto? - spytał łagodnie, chociaż w jego niebieskich oczach błysnęło coś na kształt furii.
- Zdrajcy. - uśmiechnęłam się niewinnie, jednak zaraz ten uśmiech zszedł z mojej twarzy. Policzek zapiekł mnie żywym ogniem, gdy brunet spoliczkował mnie z zaciśniętymi zębami. 
- Lepiej uważaj na słowa. Nie zapominaj, że to ty klęczysz, a ja nad tobą góruję. 
- Zostaw ją, Alex. - warknął Leon, mój starszy brat. - Bo ostrzegam, że pożałujesz.
         Alexander zaczął się śmiać w głos.
- A co ty mi możesz zrobić, Leo? Zostałeś schwytany przez jedne z najsilniejszych wampirów, tak samo jak twoje siostry. Myślisz, że coś jesteś w stanie mi zrobić? 
       Zamilkł i spuścił wzrok. 
- Właśnie o tym mówiłem. A teraz, Florence. - jego wzrok znów spoczął na mojej osobie. - Dasz mi to, po co przyszedłem. 
- A po co przyszedłeś? - spytałam nagle drżącym głosem. Domyślałam się, czego chce, ale marzyłam mimo wszystko, by to nie o to chodziło.
- Ty już dobrze wiesz, po co.
- Nie dostaniesz tego. Nigdy! - zawołał papa i nagle gwałtownie wyrwał się niczemu nie spodziewającemu się wampirowi i poczęstował go zaklęciem paraliżującym. W stronę Alexa posłał dwie błyskawice, które z łatwością ominął i kontratakował go swoim zaklęciem obezwładniającym. Papa upadł bezwładnie na ziemię. Alex odczarował swojego wampira, a ten warknął obnażając kły i rzucił się do gardła mego ojca. Ten krzyknął krótko, a potem zamilkł. Już na zawsze. Krzyknęłam głośno, a po moich policzkach potoczyły się łzy. 
        Papa nie żyje. Papa nie żyje. To była jedyna myśl, która krążyła po mojej głowie, obezwładniła mnie do reszty. Widziałam jak mama zbladła gwałtownie i wykonała ruch, jakby chciała się oswobodzić, jednak trzymający wampir również wpił się gwałtownie w jej szyję. Jej czarne oczy, które po niej odziedziczyłam rozszerzyły się z bólu, a potem zaszły mgłą. Spojrzała na mnie półprzytomnie, szepnęła Ti amo, Flora, a potem odeszła. Tak po prostu zmarła od ubytku krwi. Bliźniaki, Alec i Sam zaczęli się szarpać ze strachu, że spotka ich ten sam los. Alex podszedł do nich powolnym, wręcz majestatycznym krokiem. Pokręcił z politowaniem głową i pstryknął palcami, z których poleciały iskry. Chłopcy zaczęli się trząść, z ich ust zaczęła lecieć piana, a gałki oczne wywróciły się na drugą stronę. Domyśliłam się, że kuzyn potraktował ich elektrowstrząsami, które miały wypalić ich mózgi. Zostaliśmy tylko ja, moja bliźniaczka Maddie i Leon. Alex znów stanął nade mną.
- To jak, Floro? Pójdziemy na układ? - spytał przyjaznym tonem, choć w jego spojrzeniu czaiło się ostrzeżenie i swego rodzaju groźba.
- J-jaki układ? - zająknęłam się. 
- Ty mi dobrowolnie oddasz swój żywioł, a ja oszczędzę ciebie, Madeleine i Leona. Co ty na to?
- Ja...
- Nie rób tego, Flo! - krzyknęli jednocześnie Maddie i Leo. Spojrzałam na nich załzawionymi oczami. 
- Ale ja chcę, żebyście chociaż wy żyli! - zawołałam rozpaczliwie. 
- Ale nie możesz oddać mu swojego żywiołu! Wtedy dojdzie do katastrofy!  Alex jest niebezpieczny! Myślisz, że dotrzyma swoją część umowy? Jak tylko dostanie to, czego chce, natychmiast się nas wszystkich pozbędzie! - przekonywał Leon.
- Zamknij się! - warknął Alex. 
        Wyciągnął rękę i posłał w stronę mojego brata zakazane zaklęcie, mające na celu uśmiercenie kogoś. Złoty promień ugodził Leona prosto w pierś, a ten wydał z siebie głośny jęk i upadł na ziemię, a jego dusza opuściła jego ciało na zawsze. Mogłam to dostrzec, jak przy mamie i papie. Miałam dar widzenia świata pozazmysłowego. Mogę widzieć wszystko: duchy, dusze ulatujące z martwych ciał, cały proces zachodzący w ciele przemieniającego się wilkołaka, widzieć w podczerwieni, dosłownie wszystko, czego nie potrafi normalny człowiek swoimi pięcioma zmysłami. To się nazywa szósty zmysł. A każda z mocy szóstego zmysłu też ma swoją nazwę, na przykład widzenie duchów nazywa się nekromancją. 
- Nie!!!! - krzyknęła Maddie i spojrzała na mnie załzawionymi oczami. 
           Maddie, uspokój się! powiedziała do siostry telepatycznie. Byłyśmy związane więzią duchową, dzięki czemu mogłyśmy się porozumiewać bez mówienia i obie wiemy, co w danym momencie czuje druga. Dlaczego mamy tą więź? Bo jesteśmy bliźniaczkami. Będzie dobrze, Maddie, jakoś nas z tego wyciągnę.
          Wcale nie, Flo. Ja na pewno zginę, czuję to w środku. Ale ty musisz przeżyć. Musisz przeżyć za nas i żyć za nas. Proszę, Flo. 
              Ale Maddie...
              Proszę! 
           Patrzyła na mnie oczami papy. Tylko ta jedna rzecz nas różniła - oczy. Ja miałam mamy, a Maddie papy. Nawet sposób, w jaki na mnie teraz patrzyła, był identyczny co jego. Poczułam łzy na policzkach.
               Dobrze, Maddie. Ale nie zabronisz mi zemścić się na nim, jeżeli ciebie też zabije.
               W porządku.
       Zamknęła oczy i poczułam jak przepływa przeze mnie moc. Maddie, co ty robisz? spytałam zszokowana tym uczuciem. Nie odpowiedziała. To Alex mi odpowiedział.
- Powstrzymajcie ją! Ona oddaje jej swoją moc!
         Zamarłam. Maddie się poddała. Tak po prostu się poddała. Tak jak rozkazał mój kuzyn, wampiry powstrzymały Maddie. Powstrzymały ją tak, że już nigdy nic nie będzie mogła zrobić. Jej duch uleciał z jej ciała wolny i wydawało mi się, że nawet trochę szczęśliwy. Zaczęłam szybciej oddychać. Krew zaczęła szybciej krążyć w moich żyłach razem z magią, która od zawsze należała do mnie jak i z tą, którą przed chwilą mi przekazała. Przymknęłam powieki i naraz usłyszałam huk. To całe szkło, które znajdowało się w całym dworze pękło i rozsypało się wszędzie. Równocześnie wszystko zajęło się ogniem. Nie kontrolowałam tego. Moc buchała ze mnie falami powodując, że wszystko w promieniu kilku kilometrów nagle zaczynało pękać i się palić. Mój żywioł wymknął mi się spod kontroli. Ale nie przejmowałam się tym. Podczas gdy wampiry próbowały w jakiś sposób ugasić ogień, ja - przez nikogo już nie trzymana - wstałam z podłogi i chwyciłam odłamek wielkości sztyletu. Przyłożyłam go sobie do szyi i spojrzałam na Alexa. Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę. Widziałam w jego oczach, że nie wierzy w to, że zdołam się zabić. Ale jeszcze się przekona. Ścisnęłam mocniej ostrze i jednym płynnym ruchem wbiłam je sobie w napiętą skórę szyi. Krew popłynęła z rany na mój dekolt, barwiąc beżową suknię balową na szkarłatny kolor. Upadłam na ziemię, krztusząc się i próbując złapać oddech, ale wiedziałam już, że to koniec. Alex nie dostanie mojego żywiołu ani moich mocy. Przegrał i zostanie z niczym. A pomimo tego, że nie dotrzymałam słowa danego siostrze, nie żałowałam. Zamknęłam oczy. Już chciałam oderwać duszę od swojego ciała, kiedy poczułam jak coś zatapia się w miejsce, gdzie zatopiłam szkło i w moich żyłach buchnął ogień. Zaczęłam krzyczeć...
          Wróciłam do swojego ciała krzycząc i wyrywając się z uścisku Alexa. Szarpałam się, chcąc uciec od niego jak najdalej. Musiał mi to wszystko pokazać. Nie wystarczy mu, że co noc przez sto trzydzieści lat to mi się śni. Że co noc czuję ból moich bliskich, jakby to był mój własny. 
- Zabij mnie. - szepnęłam, choć dla mnie to zabrzmiało jak krzyk. - Zabij mnie i miejmy to z głowy. Ja dołączę do rodziny, a ty będziesz miał spokój. 
- Kusząca propozycja, ale nie skorzystam.
- No dalej! - tym razem naprawdę krzyknęłam. - Zabij mnie, do cholery jasnej!
- Nie! - do moich uszu dotarł czyiś wrzask. Drgnęłam gwałtownie, gdy zorientowałam się kto krzyknął. Przechyliłam głowę i dostrzegłam utkwione we mnie spojrzenie niebieskich oczu Nialla. Za nim stali wszyscy nasi przyjaciele.
- Madre di Dio... - zamknęłam oczy, zaciskając kurczowo powieki. Oni wiedzą. Wiedzą co się wydarzyło... Wszystko widzieli. - Zabiję cię. - wycharczałam przez zaciśnięte zęby do Alexa. Zaśmiał się ironicznie, potem nachylił się i szepnął mi wprost do ucha:
- Spróbuj, Florence. Spróbuj.
        Zawyłam głośno i wyszarpnęłam się gwałtownie. Chyba się tego nie spodziewał, bo puścił mnie. Spojrzałam na niego czując, jak nienawiść zaczyna mieszać się z magią płynącą we mnie wartkim strumieniem. Nie chcąc by przyjaciele byli ponownymi świadkami mojego wybuchu ugryzłam się mocno w nadgarstek, aż popłynęła krew.
          Poderwałam się do góry z krzesła, na którym siedziałam, nim zmorzył mnie sen stworzony przez Alexa. Oddychałam szybko i płytko, jak po przebiegnięciu stu kilometrów bez żadnego przystanku. Bardzo powoli docierało do mnie to, że moi przyjaciele, a przede wszystkim Niall, widzieli to wszystko. Widzieli to, jak Alex znęca się nade mną psychicznie, przypominając z najdrobniejszymi szczegółami noc zabójstwa mojej rodziny. Alex... Wstałam z krzesła i oparłam dłonie o blat stołu, przy którym siedziałam. Już wiem, kogo mi tak Alex przypomina! Jak mogłam być taka głupia, żeby przez cały ten czas nie zauważyć, że on był z nami tutaj przez cały czas i oglądał całe to przedstawienie z VIP-owskiego miejsca? Westchnęłam z frustracją i odwróciłam się. Poczułam nagle, jak krew odpływa z mojej twarzy, która stała się pewnie przezroczysta.
- Witaj ponownie, kuzyneczko.
                Krzyknęłam z zaskoczenia.


I oto rozdział 18! Jak wrażenia? W końcu poznaliście całą prawdę na temat przeszłości Flory. Mamy nadzieję, że podobał Wam się rozdział. Warunek do następnego rozdziału jest taki sam:
!!!MIN. 5 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 19!!!
Myślę, że rozdział wyszedł mi nawet całkiem fajnie i przede wszystkim udało mi się napisać długi rozdział :D
Piszcie, komentujcie i do zobaczenia w następnym rozdziale!
Kat xx.

Tak Kat, jesteś świetna w pisaniu. Kochamy Cię bardzo. Ty masz tą nadzieję. Ach i wgl. jak wrażenia ? Ja osobiście jestem dumna z roboty, jaką wykonuje Kattttttt <3 hahaha. wgl. to jest jej blog. Ja się czasem tylko dołączę :D . Uwielbiam czytać Wasze komentarze. Jesteście świetni. Kocham ♥ PS. Kasia jest na tyle wredna, że nie dodała tego rozdziału już dawno. :D Mam nadzieję, że się nie złościsz na mnie kochanie, że zrobiłam to za Ciebie. W końcu YOLO =D.
Lolu xx.

czwartek, 13 listopada 2014

17. They must be hate me!

!!!PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!!!

Jak człowiek się kogoś boi, to go nienawidzi,
ale nie może przestać o nim myśleć. - William Golding

Flora:

      Trzęsłam się jak osika na wietrze. Czułam, jak żołądek zawiązuje mi się w ciasny supeł, a czy zaczynają piec, zachodząc jednocześnie niechcianymi łzami. Naprawdę mam im wszystko wyznać? Przyznać się, że okłamywałam nie tylko Nialla, ale i ich wszystkich? Oznajmić, że tak naprawdę Flora Mercer, którą znają i lubią, tak naprawdę nie istnieje? Że została stworzona jedynie na potrzeby mojej sytuacji? Przecież znienawidzą mnie za to! A tego z jednej strony nie przeżyję. Chociaż z drugiej, jak mnie znienawidzą, to może gniew Alexa ich nie dosięgnie? Będą trzymać się ode mnie z daleka i nic im nie będzie grozić... Wstałam z podłogi i zaczęłam się miotać po pokoju jak zranione i wystraszone zwierzę, uwięzione w klatce, z której nie można się wydostać na żaden możliwy sposób. Czułam się jak w potrzasku. Z jednej strony przyjaciele, którym należy się prawda, a z drugiej Alex, który nie zawaha się przed niczym, by mnie zniszczyć. Stanęłam w miejscu i zamknęłam oczy. Powiem im prawdę, podjęłam decyzję. A potem zniknę z ich życia, dla ich dobra. Westchnęłam cicho i najbardziej chłodnym tonem, na jaki mnie było stać, choć to okropnie, powiedziałam:
- Okłamałam was. - nie patrzyłam na nich. Stałam odwrócona tyłem do przyjaciół i wpatrywałam się w widok za oknem, próbując się jednocześnie nie rozpłakać.
- Jak to? - spytała zaskoczona Evie. Wzruszyłam obojętnie ramionami, chociaż moje serce krzyczało na cały głos Przepraszam Was, ale muszę tak postąpić!
- Nie nazywam się Flora Mercer. Flora to zdrobnienie, które nadała mi babcia, gdy byłam mała. Naprawdę nazywam się Florence O'Casey. 
- O... O'Casey? - wyjąkał Liam. -T... ta O'Casey?
- Ta od Wielkiej Masakry w Belfaście? Tak, ta sama.
- Ale tam zginęła cała czarnoksięska rodzina! - zawołała Jo.
- Taka jest oficjalna wersja, podawana nawet w zwykłych szkolnych podręcznikach. Tak naprawdę zginęła prawie cała. To była moja rodzina. Zdarzyło się to siódmego lipca tysiąc osiemset siedemdziesiątego piątego roku. W moje osiemnaste urodziny. Wtedy też zostałam przemieniona w wampira, przez mojego kuzyna Alexa. A raczej tylko w połowie przemieniona. 
- Jak to, tylko w połowie? - spytał zdziwiony Zayn.
- Jestem pół czarownicą i pół wampirzycą.
       Zamknęłam oczy ciesząc się, że nie widzą mojego wyrazu twarzy i skupiłam się na mojej świeczce. Zgaśnij. Tak jak rozkazałam, już po chwili w miejscu małego płomienia pojawiła się cienka smużka dymu. 
- Zaraz, ale nie powiedziałaś jeszcze wszystkiego! - zaprotestował Louis. Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę. 
- Jesteś pewien, Louis? - spytałam tak zimnym tonem, że na twarzach moich przyjaciół odbił się niewyobrażalny szok. - Nawet jeśli byłeś moim Aniołem Stróżem, nie było cię wtedy, gdy to wszystko się działo. Więc nie wiesz, co się tak naprawdę wydarzyło tamtego wieczoru. - znów się odwróciłam, nie chcąc, by  dostrzegli w moich oczach ból. Jeżeli chronienie ich ma oznaczać, że odwrócą się ode mnie, to trudno. Tu chodzi o ich życie. - Powiedziałam wszystko. Niall miał rację, kiedy mówił, że ciągle zwodzę i oszukuję. Okłamywałam was przez cały okres naszej znajomości. I nie żałuję.
       Może to okrutne, że tak myślę, ale naprawdę nie żałuję, że ich okłamywałam. Dzięki temu przez długi czas mogłam ich chronić, będąc blisko nich. Teraz będę musiała ich chronić na odległość. Muszą mnie znienawidzić. Inaczej staną się moją słabością jeszcze bardziej niż teraz są. 
- Nie spodziewałem się tego po tobie, Flo. - powiedział cicho Niall. - Nie chciałem mieć racji co do ciebie.
       Te słowa były niczym nóż wbity prosto w serce i dodatkowo przekręcony kilka razy. Jednak następne słowa, które wypowiedziałam bolały jeszcze bardziej, nawet gdy powtarzałam je w myślach.
- Ale masz tą rację, Horan. - szybko opanowałam drżenie głosu. - Masz tą cholerną rację. 
- Nie rób tego Flo. - syknął Louis.
- Czego mam nie robić?
- Nie chroń nas za cenę swojego szczęścia. 
       Chciałam się spytać, czy mam jakieś inne wyjście, ale nie mogłam. Jedynie dzięki silnej woli się powstrzymałam. Zamiast tego powiedziałam:
- Nie robię tego. - nawet nie zająknęłam się, gdy mówiłam kolejne kłamstwa. - Po prostu mówię, co myślę. 
- Ale Flo...
- Madre di Dio! Basta, Louis! - zirytowałam się. Zawsze, gdy się irytuję lub czymś denerwuję, zaczynam mówić po włosku. Musiałam się jednak uspokoić, bo jak nie... to jeszcze chwila i się rozkleję na ich oczach i cały mój plan trafi szlag. - Idźcie już. Ja swojego zdania nie zmienię. 
      Nie minęła minuta, a usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Kiedy byłam pewna, że nikt mnie nie usłyszy, rozpłakałam się. To wszystko jest takie trudne! Nie chcę, żeby mnie znienawidzili, ale innego wyjścia nie widzę. Kiedy będą trzymać się ode mnie z daleka, nie będzie im groziło żadne niebezpieczeństwo. Otarłam łzy płynące po moich policzkach i podeszłam do regału. Stały tam wszystkie moje pamiętniki, które napisałam w ciągu stu trzydziestu dwu lat. W tych najpóźniej napisanych dużo napisałam o moich przyjaciołach. Dużo złego, ale i dużo dobrego. 
        Jutro stąd odejdę, a na pożegnanie każdemu z nich zostawię jeden z pamiętników. Kiedy już mnie nie będzie, niech się dowiedzą, że bardzo mi na nich zależy i że są najlepszym co mi się przytrafiło w życiu. A zwłaszcza Niall. Nie mogę znieść myśli, że zginę w walce z Alexem, będąc nienawidzona przez niego. Już raz musiałam żyć ze świadomością, że mnie nienawidzi. Jeżeli jakimś cudem uda mi się przeżyć starcie z Alexem, to nienawiść Nialla mnie zabiję. 


Louis:

          Długo staliśmy pod drzwiami Flo i słuchaliśmy jej szlochu. Musiałem pokazać im, że Flora cierpi z powodu słów, które padły z jej ust tego wieczoru. Że ona robi to wszystko tylko po to, żeby nas chronić, żeby gniew Alexa nie dosięgnął także i nas. Kiedy płacz ucichł, odeszliśmy szybko stamtąd i zamknęliśmy się w moim pokoju. 
- Flora naprawdę tak nie myśli. - oznajmiłem stanowczo, gdy wszyscy się już rozgościli. - Ona chce nas jedynie chronić.
- Ale przed czym? - spytał Zayn.
- Przed swoim kuzynem Alexem. 
- Co on może nam takiego zrobić? - Gwen spojrzała na mnie wielkimi, szarymi oczyma.
- Co może zrobić? Wszystko. Był zdolny zabić rodzinę Flory i jednocześnie swoją, to nie zawaha się zabić i nas tylko po to, by ją zniszczyć. - mój głos był nadzwyczaj spokojny, czym chyba wyprowadziłem Nialla z równowagi.
- I ty to mówisz tak spokojnie?! - warknął, patrząc na mnie przymrużonymi oczami. - Przecież jej grozi niebezpieczeństwo! Ją trzeba chronić!
- Oczywiście, że tak! Jednak nie możemy postępować tak pochopnie jak Flo. - powiedziałem chłodnym tonem. - Flo pod wpływem nagłego impulsu zdecydowała, że zrobi tak, żebyśmy ją znienawidzili, bo myślała, że w ten sposób Alex się od nas odczepi, a jednocześnie nie staniemy się jej słabością jeszcze bardziej niż do tej pory. 
- Skąd ty to wszystko wiesz? - spytała zdziwiona Josie.
- Byłem jej Aniołem Stróżem. Została między nami więź, dzięki której wiem, co ona czuje, co mniej więcej myśli. 
- Ok, ale musimy się zastanowić, jak mamy pomóc Flo... - nie dokończył Liam. Wszyscy usłyszeliśmy dziewczęcy krzyk, który należał do Flory. Chciałem pobiec do jej pokoju, ale zdałem sobie sprawę, że ten krzyk rozległ się w mojej głowie, tak samo u innych. Wszyscy nagle upadliśmy na podłogę pozwalając, by ciemność pochłonęła nas bez reszty.


No i oto rozdział 17!
Wiem, że w historii Flory są luki, ale one zostaną zapełnione już w następnym rozdziale! 
Obiecuję :D
MIN. 5 komentarzy = Rozdział 18! Bo inaczej rozdział się nie pojawi!
Mamy szczerą nadzieję, że rozdział się podobał i że pojawią się te proszone pięć komentarzy, ale mamy jeszcze większą nadzieję, że będzie ich więcej :)
No, to do następnego rozdziału!
Kat xx.

piątek, 31 października 2014

16. Night of sincerity.

Szczerość to często najlepsze wyjście.
Prawda lepsza od kłamstwa niekiedy, nawet jeśli
to miałaby być najgorsza prawda. - Kat Smith, współautorka tego bloga


Zayn:

        W sobotni wieczór byłem kłębkiem nerwów. Siedząc w pokoju Flory zastanawiałem się czy przyjaciele bardzo się wkurzą, gdy niespostrzeżenie się wymknę. Przyglądałem się, jak Liam zapalał świeczki, rzucając na nie jednocześnie zaklęcie prawdy, kiedy nagle opanował mnie spokój. Co ma być to będzie, pomyślałem. Payne ma rację co do jednego. Między nami jest za dużo tajemnic, sekretów. Jeśli nasza przyjaźń ma przetrwa, musimy odkryć wszystkie karty. Inaczej się nie da. Gdy Liam już wszystko przygotował usiedliśmy w kręgu. Każdy z nas miał przed sobą świeczkę. 
- Zaczarowałem te świeczki tak, że dopóki nie wyjawimy prawdy, nie zgasną, a gdy będziemy kłamać, płomień będzie coraz większy. - wyjaśnił szatyn, siadając koło Sophie. - To... kto pierwszy?
- Mogę ja. - powiedziałem cicho. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem opowiadać, chcąc mieć to już za sobą. - Wywodzę się ze starego rodu wilkołaków, nad którym ciąży... pewna klątwa. Każdy męski potomek w pewnym momencie... zatraca się w swej wilczej naturze i staje się niebywale niebezpieczny dla otoczenia. Tak niestety było również z moim ojcem. W końcu i nad nim przejął kontrolę wilk. Przemieniał się co chwila i ciągle polował na zwierzęta, jak i ludzi. W którymś momencie całkowicie oszalał i zaatakował moją matkę, a potem uciekł. Zniknął z naszego życia, czego akurat nie żałuję. Boję się, że ja też się taki kiedyś stanę. Przez to staram się trzymać wszystkich na dystans.
- Cóż... Z nami ci to jednak nie wyszło. - uśmiechnęła się blado Jo. Odwzajemniłem ten uśmiech. 
- No, nie wyszło. - westchnąłem i nagle moja świeczka zgasła. Jakby ktoś nagle dmuchnął.
- Ok. Kto następny? - spytał cicho Liam.
- Ja.


Evie:

       Wszyscy spojrzeli na mnie w oczekiwaniu na historię, jednak ja wpatrywałam się tępym wzrokiem w płomień mojej świeczki, który drgał delikatnie i jakby nerwowo, ucieleśniając stan mojej duszy. Czułam jak zżera mnie strach, ale wycofać się nie mogłam z danego słowa. Muszę to powiedzieć. Zaczerpnęłam powietrza, choć wcale nie musiałam.
- Ja... różnię się trochę od innych znanych mi wampirów. Potrafię coś, czego oni nie umieją, a przynajmniej tak mi się wydaje. Odkryłam to, gdy młoda, miałam może szesnaście lat. Spotykałam się w tedy z synem pewnego wiejskiego kupca o imieniu Joseph. Nie wiedział, że jestem wampirzycą, nigdy się o tym nie dowiedział, mimo że wiele razy chciałam mu to wyznać. Wtedy nie umiałam jeszcze tak dobrze opanować żądzy krwi. Pewnego dnia Joe skaleczył się mocno w palec. Powstrzymywałam się tak długo jak mogłam, jednak gdy w końcu dotarł do mnie zapach jego krwi, taki metaliczny, ale jednocześnie trochę słodkawy, wpadłam w szał i rzuciłam się na niego z obnażonymi kłami. Nie wypiłam dużo, ale tak się bałam, że pochodzenie mojej rodziny wyjdzie na jaw... Zaczęłam gorączkowo szeptać do Joe, patrząc mu przy tym głęboko w oczy, żeby zapomniał o tym dniu, że nic takiego nigdy nie miało miejsca. Zemdlał, a ja przerażona uciekłam stamtąd. Następnego dnia Joe pojawił się pod moim domem. Uśmiechnięty, wesoły. Jakby nie pamiętał poprzedniego dnia. I tak było. Joey w ogóle nie pamiętał, że jestem wampirem i, że napiłam się jego krwi.
- Wykasowałaś mu to wspomnienie? - spytała szeptem Gwen. 
- Tak. Tamtego dnia odkryłam, że potrafię kasować lub modyfikować czyjeś wspomnienia. Jednak tylko ludzi. Na osoby ze Świata Cieni nie działa to w żaden sposób.
         Gdy zamilkłam, płomień mej świeczki zgasł, jakby ktoś dmuchnął lekko lun zawiał wiatr. Odczułam ulgę. Było trudno, ale dałam radę. W końcu to moi przyjaciele.
- No to może teraz ja opowiem wam bajeczkę.


Liam:

- Ja... nie od urodzenia jestem czarnoksiężnikiem. 
- Jak to? - spytała zdziwiona Sophie. 
- Do dziesiątego roku życia byłem zwykłym chłopcem. - podjąłem opowieść. - Nie miałem kompletnego pojęcia, że wampiry czy wilkołaki istnieją. Gdy skończyłem te dziesięć lat, pojechaliśmy z rodziną na wycieczkę za miasto. Kiedy wieczorem wracaliśmy do domu, mieliśmy wypadek. Wszyscy trafiliśmy do szpitala, a ja byłem w stanie krytycznym. Wiem, że to zabrzmi bardzo dziwnie, ale przeżyłem śmierć kliniczną. Byłem w tym stanie dziesięć minut i lekarze mówili, że to cud, gdy powróciłem do żywych. Powróciłem jednak odmieniony. W szpitalu odkryłem, że widzę aury innych ludzi i jeśli człowiek miał słabą psychikę, mogłem czytać w jego myślach. Kiedy wróciłem do domu odkryłem, że posiadam również inne moce. Na przykład, gdy denerwowałem się, coś spadało z półek, gasło światło lub coś pękało. Gdy skończyłem czternaście lat, przez przypadek użyłem mocy w szkole i wtedy dowiedziałem się od takiego jednego chłopaka, że jestem czarnoksiężnikiem i istnieje coś takiego jak Świat Cieni. - westchnąłem.
- Dlaczego wcześniej nie mówiłeś o tym? - w głosie Sophii zabrzmiał smutek. 
- Bo się bałem. - uśmiechnąłem się gorzko.
- Czego?
- Tego, że mnie nie zaakceptujecie. W końcu wy wszyscy należycie do tego świata od urodzenia. Ja praktycznie się do niego wkradłem, wprosiłem.
- Oj, głupoty gadasz! Nawet tak nie mów! - oburzył się Harry. - Nigdzie się nie wprosiłeś i nie próbuj tak więcej myśleć, bo cię normalnie strzelę!
          Uśmiechnąłem się, gdy moja świeczka zgasła. I czego ja się tak bałem? Przecież to moi przyjaciele.
- Dobra, to teraz moja kolej na zwierzenia.

Jo:

- Mój ojciec... - wzięłam głęboki wdech. Raz kozie śmierć, zaczęłam to trzeba skończyć. - Mój ojciec był naprawdę znakomitym czarnoksiężnikiem. Zyskał nawet tytuł Mistrza Zaklęć i Uroków* w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym drugim.
- Zaraz, zaraz. - wtrąciła się cicho Flora. - Twój ojciec to Arthur Smythe? TEN Arthur Smythe? Jedna z legend magii?
- Czy taka z niego legenda to nie wiem, ale tak. To mój ojciec. - uśmiechnęłam się ironicznie. - Ale wolałabym, żeby nie uzyskał tego cholernego tytułu. Starszyzna wywierała na nim zbyt dużą presję, a to był w gruncie rzeczy słaby psychicznie człowiek. Przez to popadł w alkoholizm i został nałogowym hazardzistą. Wpędzał nas w coraz większe długi, które moja matka do tej pory spłaca. Gdy miałam cztery lata, mama w końcu powiedziała dość. Pamiętam, że urządziła mu wtedy karczemną awanturę, bo znowu się spił. W tym pijackim szale, w który wpadł zaczął na oślep rzucać różnymi zaklęciami, nie zawsze dozwolonymi. Zniszczył nasz dom, potem spakował się i odszedł od nas.
- Och, Josie... - westchnęła Evangelina.
- Nie mówiłam nigdy o tym, bo bardzo nie lubię tego wspominać.
- To zrozumiałe. - powiedział łagodnie Louis. 
- Przepraszam, że nigdy wam o tym wcześniej nie powiedziałam. Chciałabym, żeby Arthur nie był moim ojcem. Żeby nigdy nie stanął na drodze mojej matki. A najlepiej, żeby nigdy nie uzyskał tego pieprzonego tytułu Mistrza, bo nawet na niego nie zasługiwał.
- Nie masz czego żałować. Jego strata. Na pewno teraz żałuje swojego zachowania sprzed kilkunastu lat. - stwierdziła z przekonaniem Gwenny.
       Zrobiło mi się ciepło na sercu. Dopiero teraz dostrzegłam jakich wspaniałych mam przyjaciół. Spojrzałam na zgaszoną świeczkę i odczułam ogromną ulgę.
- No to może teraz ja?

Harry:

- Wiecie, że jestem strasznie ciekawski. - wszyscy uśmiechnęliśmy się blado, słysząc ten wyszukany eufemizm. - Chociaż ta ciekawość kiedyś mnie prawie zabiła. I to dosłownie. Mój ojciec to najbardziej tajemniczy człowiek na świecie. Ani ja, ani moja mama nic nie wiedzieliśmy o jego przeszłości, ani o tym czym się zajmuje na co dzień. Zacząłem drążyć. Najpierw delikatnie podpytywałem ojca, jednak za każdym razem umiejętnie mnie zbywał. Raz, że nie ma czasu. Innym razem, że musi gdzieś pilnie wyjść. To tylko bardziej podsycało moją ciekawość. Musiałem się dowiedzieć, co takiego on ukrywał przed nami. Przeszukałem jego rzeczy. Znalazłem różne listy, zdjęcia różnych ludzi, które zrodziły jeszcze więcej pytań. Posunąłem się nawet o tego, że śledziłem ojca. Wtedy odkryłem, że mój ojciec współpracuje z nefilską... mafią? Sektą? Nie mam pojęcia jak to nazwać. Ci "ludzie" tępili wampiry, wilkołaki, czarownice i demony. - zauważyłem, że Gwen mimowolnie zadrżała, więc ścisnąłem jej dłoń. - Upadłych nie ruszali, bo w końcu muszą mieć jak tworzyć nowe pokolenia nefilim. Ojciec dowiedział się, że ja o wszystkim wiem i próbował mnie zabić.
- Że co?! - w głosie Nialla kryło się niedowierzanie, ale i złość. 
- Kilka razy próbował się mnie pozbyć. - wzruszyłem ramionami. - Ostatni raz był tuż po moich siedemnastych urodzinach. Zaraz po tym mama spakowała mnie i przysłała do tej szkoły, żeby mnie przed nim ukryć.
- I to wszystko opowiadasz z takim spokojem? - spytała Sophie.
- To jest przeszłość. Bolesna, nawet bardzo, ale jednak przeszłość. To już się wydarzyło i nic na to nie poradzę. Nie mogę zmienić przeszłości. 
          Nie musiałem patrzeć na świeczkę, by wiedzieć, że zgasła cichutko.
- Mogę teraz ja? Chcę mieć to już za sobą...

Gwen:

       Czułam przyjemne ciepło, rozchodzące się po całym moim ciele, które płynęło od dłoni Harry'ego. Dodawało mi to potrzebnej otuchy. Zaczerpnęłam głęboko powietrza.
- Tato zabronił mi o tym mówić, chociaż Flora jako jedyna z was o tym wie. Przyszedł jednak czas, byście wszyscy się dowiedzieli. 
- O czym zabronił ci mówić twój tata? - spytała Evangelina.
- W demonicznej społeczności jest tak, że każdy demon powinien... płodzić dzieci z demonicą i na odwrót. Ale mój tata podczas jednej ze swoich podróży, spotkał moją matkę i się w sobie zakochali po uszy. Wiedząc, że nasza społeczność nie zaakceptuje jego związku z człowiekiem, zerwał wszelkie kontakty ze swoją rodziną i znajomymi i wraz z moją matką zamieszkali w Kanadzie, gdzie się urodziłam.
- Ale romantyczna historia. - westchnęła Jo.
- Dalej nie do końca rozumiem dlaczego tato zabronił ci o tym mówić. - powiedział Louis.
- Gdyby jakiś czysto krwisty demon dowiedział się, że jestem mieszanką demona i człowieka, lekko mówiąc, mielibyśmy przechlapane. 
- Przechlapane?
- Jeśli demon spłodzi potomka ze śmiertelnikiem i inny demon się o tym dowie, ma on obowiązek donieść o tym Najwyższemu Władcy. - wyjaśniłam cicho.
- Ale dlaczego? - dociekał Harry.
- Bo to jest surowo zabronione, a kara za to bardzo okrutna. Rodzice mnie tu wysłali, by na wszelki wypadek mnie ukryć, ale i tak często się z nimi widuję. Mam do was prośbę. Nie myślcie o tym, co wam tu powiedziałam. Niektóre demony potrafią czytać w myślach. 
       Moja świeczka, tak jak kilka chwil wcześniej Harry'ego, zgasła.
- No! Chyba nadeszła moja kolej.

Sophie:

- Często zachowuję się jak złośliwa zdzira w stosunku do innych, ale to wynika z tego, co zdarzyło się w przeszłości. Jak zauważyliście, jedyną osobą, przed którą zdołałam się otworzyć, jest Liam. - uśmiechnęliśmy się do siebie z szatynem. - Gdyby nie on, prawdopodobnie w tej chwili nie byłoby mnie w tej szkole.
- Dlaczego? - nadawcą tegoż pytania był Niall.
- To ma związek z przeszłością, z wydarzeniami, kiedy miałam cztery lata. Mieszkałam wtedy z rodzicami w stolicy Bułgarii, tam gdzie się urodziłam. Byliśmy szczęśliwą rodziną. Tata, mama i ja. Jednak pewnego razu tata, zupełnie przez przypadek, wplątał się w jakąś aferę z nefilską mafią. Wkrótce złożyli mu wizytę i zlecili zadanie i dali mu czas do namysłu. Nie zgodził się wykonać polecenia, bo nie zgadzał się z ich chorymi poglądami. Boss się wkurzył i zamordował, za pośrednictwem swoich podwładnych, moich rodziców z zimną krwią. Przez cały czas chowałam się w szafie i przez uchylone drzwiczki wszystko widziałam.
- Czemu mi tego wcześniej nie powiedziałaś? - spytał cicho Liam, jednak zignorowałam go.
- Zaczęłam się tułać po świecie, po różnych rodzinach zastępczych. W żadnej nie zostałam dłużej niż rok. Nikt mnie nie chciał, bo prawie w ogóle się nie odzywałam i cały czas notowałam coś w swoim małym notesiku. Nocami zawsze tropiłam tych, którzy zabili moich rodziców, bardzo często się przemieszczali. Ale na żaden konkretny ślad nigdy nie trafiłam. 
- To dlatego taka jesteś. - oświeciło Gwen. - Po prostu boisz się tego, że jak za bardzo się do kogoś zbliżysz, to ta osoba po jakimś czasie odejdzie i zostawi cię jak tamte rodziny.
- Byłabyś dobrym psychoanalitykiem. - zauważyłam z bladym uśmiechem.
- Tak, to prawda. To może teraz ktoś zanalizuje moją historię?

Niall:

       Ciekawiła mnie reakcja przyjaciół na to, co miałem zamiar zaraz im wyjawić. A w szczególności interesowało mnie, jak zareaguje Flora, gdy wspomnienia powrócą. Powiodłem wzrokiem po wszystkich twarzach i na siedmiu z nich widniał wyraz niesamowitego napięcia.
- Pół wieku temu - zacząłem cichym głosem. - dokładniej w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym siódmym roku we Florencji, we Włoszech, spotkałem pewną wampirzycę, pracującą jako wróżka. Przyszedłem z kolegami z oddziału, tak dla czystej zabawy. Wróżka zafascynowała mnie. Swoim delikatnym dotykiem, gdy chwyciła moją rękę, chcąc coś w niej zobaczyć. To w jaki sposób marszczyła nos, wpatrując się intensywnie w moją dłoń. To jak spojrzała na mnie, gdy przepowiadała mi przyszłość. I to, gdy powiedziała mi, że jestem taki jak ona. Najpierw mnie to zdziwiło, ale gdy przyjrzałem jej się dokładnie zrozumiałem, że to również wampirzyca. Nim zdążyłem się spytać o imię, musiałem już wracać do jednostki. Jednak, gdy nastał zmierzch, wróciłem tam. Musiałem dowiedzieć się, kim jest ta fascynująca niewiasta. No i dowiedziałem się. Wróżka nazywała się Mercer. Flora Mercer. - rozległo się chóralne Jak to?! a w oczach wspomnianej brunetki zalśniły łzy. Kontynuowałem dalej, nie odrywając od niej wzroku. - Od razu ją polubiłem, była inna od wampirzyc, które do tej pory pojawiały się w moim długim życiu. Była silna, niezależna, wygadana oraz tajemnicza i chyba to mnie w niej najbardziej pociągało. Ta aura tajemniczości. Nic więc dziwnego, że w krótkim czasie się w niej zakochałem, jak się okazało z wzajemnością. Był tylko jeden zasadniczy problem. Nie mówiła nic o swojej rodzinie i pochodzeniu. Zawsze unikała tego tematu jak ognia. Jednak pewnego dnia wygadała się, prawdopodobnie niechcący, że jest przemienionym wampirem, a cała jej rodzina nie żyje. Pokłóciliśmy się strasznie, padło wtedy wiele przykrych i bolesnych słów, których bardzo żałuję, ale czasu nie cofnę. Pięćdziesiąt lat później ponownie spotkałem ją w tej szkole, ale obiecałem sobie wcześniej, że nigdy jej nie wybaczę. Niedawno jednakże dotarło do mnie, że mogła mieć powody, żeby mi tego nie wyjawić.
- Niall... - zaszlochała bohaterka mojej historii. - Ja... miałam powody... Ale...
- Jakie powody? - spytałem łagodnie. 
- Ja wiem jakie. - wtrącił się Louis. 
- Co?!
- Zaraz wam to wytłumaczę. 

Louis:

- Jak dobrze wiecie, jestem Upadłym Aniołem. Jednak zanim zostałem... strącony, byłem Stróżem pewnej młodej czarownicy. Tak, to o ciebie chodzi, Flo.
- Co? - zawołała zszokowana, by po chwili na jej twarzy pojawił się zrozumiały dla mnie gniew.
- Opiekowałem się tobą przez osiemnaście lat, od dnia twoich narodzin, w tym samym stopniu co twoi rodzice. Chroniłem cię na tyle, na ile to było możliwe.
- To dlaczego, do cholery jasnej, nie ochroniłeś mnie albo chociaż mojej rodziny, kiedy skończyłam osiemnaście lat?! - warknęła zrozpaczona. Doskonale rozumiałem targające nią uczucia.
- Ponieważ zostałem napadnięty przez dwa demony wysłane przez twojego kuzyna. - wyjaśniłem najspokojniej jak umiałem. A to nie było łatwe.
- Alex... - wyjąkała, a jej twarz stała się niemal przezroczysta.
- Tak. Tego samego dnia, gdy o wszystkim się dowiedziałem, Najwyższy Archanioł strącił mnie z Nieba i odtąd stałem się jednym z Upadłych.
- No dobrze, ale to i tak nie tłumaczy skąd wiesz o tym, co łączyło Florę i Nialla we Włoszech. - zauważyła Evangelina.
- Kiedy spadłem, chcąc odkupić swoje winy względem Flory, zacząłem podążać za nią po świecie, żeby móc ją chronić i obronić w razie czego tak, jak nie zrobiłem tego wtedy. - spuściłem wzrok. 
- Czyli dlatego pojawiłeś się tutaj, tak krótko po mnie?
- Tak. I wiem też, tak samo dobrze jak ty, kto stoi za śmiercią Sama i atakiem na Nialla. - dolna warga Flo zadrżała. - Flora, nie możesz już tego ukrywać.
- Mogę. - burknęła buńczucznie. Zaraz jednak westchnęła smętnie, a po jej policzkach stoczyły się słone łzy. - Nie ma mowy. Nic nie powiem.
- Owszem, możesz. Flo...
       Spojrzała na mnie wzrokiem tak pustym, że się przestraszyłem. Miałem nadzieję, że sama powie wszystko. Nie chcę o tym mówić, Flora powinna to z siebie wyrzucić.

*Mistrz Zaklęć i Uroków - tytuł przyznawany za wybitne osiągnięcia w tejże dziedzinie, jak na przykład stworzenie nowego zaklęcia.

I to BIG COME BACK!!!!
Cieszycie się? Bo ja bardzo :P
Mamy nadzieję, że podobał Wam się rozdział i osoby, które skomentowały poprzedni post, skomentują również ten rozdział. Oczywiście komentarze wszystkich osób są mile widziane :)
Zastrzegam jednak jedną rzecz: jeżeli będzie mało osób komentować, nie będziemy wstawiać dalszych rozdziałów. Piszemy tą historię głównie dla Was, więc to jest tak jakbyście nie doceniali naszej ciężkiej roboty.
No, to tyle! Wesołego Halloween!
I, mam nadzieję, do zobaczenia wkrótce! :)

niedziela, 28 września 2014

Bardzo, super, ekstra, ważne pytanie do naszych ukochanych czytelników!

Cześć! Razem z Lolu mamy do Was bardzo, ale to mega ważne pytanie:

CZY CHCECIE, ŻEBYŚMY ODWIESIŁY BLOGA????????

Jakoś tak ostatnio taki pomysł zrodził się w naszych jakże mądrych główkach i postanowiłyśmy Was zapytać, czy będziecie to jeszcze czytać. To bardzo dla nas ważne, żebyście odpowiedzieli na to pytanie, bo wtedy będziemy wiedzieć co dalej :)

Odpowiadajcie i mam nadzieję, do zobaczenia!

Wasza Kat xx.

czwartek, 19 czerwca 2014

I co dalej?

Nie wiem, czy ktoś jeszcze czyta to opowiadanie, a nawet jeśli tak, to podjęłam decyzję o zawieszeniu tymczasowo tego bloga. Jak coś to Lolu nic o tym nie wie. 
Niby mamy pomysły na dalsze losy bohaterów, ale jakoś ciężko przychodzi nam pisanie tego. A poza tym jakoś nie widzimy, żeby ktoś czytał naszą "radosną twórczość". 

Jeżeli chodzi o mnie to poświęcę się pisaniu opowiadania na middle-of-my-heart.blogspot.com oraz zamierzam stworzyć dwa inne opowiadania, co prawda nie o tematyce One Direction, ale mam nadzieję, że jak już się pojawią to się Wam spodobają.
Jeśli natomiast chodzi o Lolu, to będzie dalej pisać swego bloga niall-hooran-fan-fiction.blogspot.com, z którym od czasu do czasu będę jej pomagać. 

Jeżeli zbierze się gromadka osób, które będą chciały, żebyśmy dalej prowadziły tego bloga, to go odwiesimy i będziemy dalej wstawiać rozdziały.
Być może do zobaczenia
Kat xx.

poniedziałek, 26 maja 2014

15. I'm so sorry, honey. I'm so sorry, that I was such an asshole.

Istnieją dwa rodzaje przeprosin. Jeden podszyty żalem za tym co się utraciło, i ten drugi, prawdziwy: prośba o przebaczenie, bez żadnych podtekstów. - Emily Giffin

Flora:

- Musimy porozmawiać, Flo.
          Zadrżałam, gdy użył zdrobniałej formy mojego imienia. Wiem, że wszyscy nasi przyjaciele czasem się tak do mnie zwracają, jednak nic nie mogę poradzić na to, że gdy Niall tak mówi, przyprawia tym moje serce o dużo szybsze tempo bicia. Przełknęłam bezgłośnie ślinę, czując jak w moim gardle zjawia się powoli powiększająca się gula. 
- O czym? - ledwie udało mi się wykrztusić.
- Musimy sobie wyjaśnić wiele rzeczy. - Jego głos był spokojny, jednak po ułożeniu Jego ramion zauważyłam, że jest spięty, przez co ja również lekko się spięłam. Blondyn wziął jeden, krótki wdech i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. - Czy to prawda, co dzisiaj powiedziałaś, gdy się pokłóciliśmy? Że mnie kochasz?
           Spuściłam wzrok, na zmianę otwierając i zamykając usta. Pragnęłam powiedzieć Tak. Kocham Cię jak totalna wariatka, jednak jakbym nagle straciła głos. Cisza przedłużała się z każdą chwilą, więc w końcu, nie unosząc spojrzenia, kiwnęłam potakująco głową. Usłyszałam jak wypuszcza ze świstem powietrze. Nie wiedziałam czy z ulgi, czy dlatego, że nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Mimo wszystko zrobiło mi się przykro, bo pomyślałam, że bardziej prawdopodobna jest ta druga opcja. Ale w takim razie dlaczego urządził mi dzisiaj taką scenę zazdrości?
         Usłyszałam kroki, więc zdziwiona spojrzałam do góry i niemal od razu utonęłam w Jego ramionach. Znowu zebrało mi się na płacz, i mimo tego, że próbowałam się za wszelką cenę powstrzymać, zaczęłam cicho szlochać.
- Ciii, kochanie... - szepnął z ustami tuż przy czubku mojej głowy. - Ja też Cię kocham, Flora. Tak bardzo Cię przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam, że byłem takim cholernym dupkiem. Czy kiedykolwiek mi to wybaczysz?
          Czy ja śnię? Niall mnie kocha, a nie nienawidzi? To sen, prawda? Piękny sen, z którego za chwilę się obudzę? Nieświadomie te dwa ostatnie pytania zadałam na głos, co uświadomił mi Nialler, odpowiadając na nie cicho:
- Nie, to żaden sen. Tylko rzeczywistość.
          Zaczął zbliżać swe kuszące usta, a ja - z natury niecierpliwa osóbka - wpiłam się w Jego malinowe wargi z tłumioną namiętnością. Po moim ciele rozeszły się bolesne dreszcze, na które w pierwszej chwili nie zwróciłam uwagi. Jego rozgorączkowane dłonie zanurkowały pod moją koszulkę, parząc swym dotykiem moją nagle wrażliwą skórę. Po chwili moja bluzka wylądowała na podłodze, tak samo ja T-shirt Nialla. Zaczęłam cofać się wraz z blondynem, aż w końcu nogi się pode mną ugięły i opadliśmy na łóżko, nie przerywając pocałunku. Zaczynało mi brakować powietrza, ale za nic w świecie nie chciałam się od niego oderwać. Przylgnęliśmy do sienie, rozpaczliwie próbując przypomnieć sobie i na nowo zapamiętać każdy skrawek naszych do granic rozgrzanych ciał. Niall ze swymi cudownymi ustami przeniósł się na moją szyję, doskonale pamiętając, że to moje najwrażliwsze miejsce. Po moim ciele rozeszła się mocniejsza fala bólu. Nasze usta ponownie się ze sobą zetknęły, jednak tym razem ból był tak silny, że z jękiem oderwałam się od Niego.
- Ty też poczułeś ból? - wysapałam. Kiwnął niepewnie głową. Ponownie jęknęłam i czując na sobie płomienny wzrok Nialla, zaczęłam myśleć.
      Ani we Florencji, ani nawet tu w tej szkole nie zdarzało się, żebym przez pocałunek Nialla czuła ból. Spojrzałam na chłopaka w zamyśleniu, gdy nagle coś mi mignęło na jego przedramieniu. - Pokaż mi swoją rękę. - zażądałam cicho.


Niall:

          Zdziwiony podałem Jej rękę. Chwyciła ją w swoje drobne dłonie i zaczęła wpatrywać się w jeden punkt na mojej skórze.
- Co się stało? - spytałem.
- Czy widzisz na moim ramieniu run wyglądający jak trzy połączone ze sobą kosy?
        Spojrzałem na jej ramię, ze zdziwieniem dostrzegając coś takiego.
- Co to jest?
         Westchnęła, nagle zrozpaczona i zerknęła na mnie smutnym wzrokiem, od którego serce mi się krajało. Nie puściła mojej ręki.
- Ten run w odległych czasach był używany jako kara, na przykład za nieposłuszeństwo wobec swojego pana. Nakładano go, najczęściej przez czarownika, na kobietę i mężczyznę, którzy bardzo się kochali. Przez run nie mogli się za długo dotykać z podtekstem seksualnym, całować, a kochaniu się już nie było mowy, bo to ostatnie prowadziło nawet do śmierci. Reszta sprawiała jedynie silny ból obydwojgu. W zależności od temperatury ciał kochanków. Im wyżej podnosili nawzajem temperaturę swoich ciał, tym coraz bardziej cierpieli.
           Słuchałem Jej wykładu z trwogą. Skąd Ona to wszystko wie? I jeszcze ważniejsze, komu to coś takiego zawdzięczamy? Czy mógł to być ten, jak mu tam było... Alexander? W końcu jest czarownikiem, a wywnioskowałem to z tego, że wtargnął do mojego snu, a to potrafią tylko oni.
- I co my teraz zrobimy? - westchnąłem. Spojrzała na mnie tymi swoimi cudownymi czarnymi oczami. Czaiło się w nich tyle smutku, aż myślałem, że serce mi w końcu pęknie, jednak uśmiechnęła się do mnie dzielnie.
- Coś wymyślę. - obiecała cicho. - Możesz ubrać koszulkę? Chciałabym, żebyś tu jeszcze posiedział, a sądzę, że Twoja goła klata nie pomoże mi utrzymać rąk przy sobie.
- Już się robi. - zaśmiałem się i spojrzałem na Nią figlarnie. - Ale to tyczy się również Ciebie.
         Zachichotała. Założyliśmy te koszulki i razem położyliśmy się na łóżku Flory. Przytuliłem Ją, kładąc dłonie na Jej talii, a Ona położyła swoją głowę na mojej piersi. Nie był w tym żadnego podtekstu seksualnego. Po prostu chcieliśmy się nawzajem pocieszyć. Bezwiednie, niemal odruchowo, zacząłem opuszkami palców kreślić drogę od palców Flo, smukłych i szczupłych jak u pianistki, aż do delikatnego łuku Jej barków.
- Kocham Cię. - szepnąłem, przymykając oczy. Nie usłyszałem odpowiedzi, a Jej miarowy oddech podpowiedział mi, że zasnęła. Uśmiechnąłem się lekko. Poczułem jak ogarnia mnie nagłe zmęczenie. Odetchnąłem głęboko i już po chwili sam spałem, z Florą w ramionach.


Liam:

       Udało mi się jakimś cudem znaleźć wszystkich, prócz Nialla i Flory oczywiście, w świetlicy. Przez ten "wypadek" Horana zacząłem myśleć nad przyjaźnią naszej dziesiątki. Za dużo między nami tajemnic.
- Słuchajcie. - zacząłem cicho i poczekałem, aż spojrzenia wszystkich skupią się na mnie. - Między nami jest zbyt dużo sekretów. Każdy z nas coś ukrywa, a to raczej nie służy naszej przyjaźni.
- Do czego zmierzasz? - spytała Jo.
- Uważam, że wszyscy, a najbardziej Niall i Flo, powinniśmy odkryć wszystkie karty. Dzieją się dziwne rzeczy, na które nie mamy wpływu i jeśli chcemy by nasza przyjaźń przetrwała wszystko, nawet to najgorsze, musimy ze sobą szczerze porozmawiać.
- Od kiedy to specjalizujesz się w takich gadkach? - zapytał trochę rozbawiony Zayn.
- Od dzisiaj. - uśmiechnąłem się. - Zaraz pójdę do Flory i Nialla i z nimi pogadam...
- Nie! - przerwał mi Louis. Spojrzeliśmy na niego zdziwieni. - Nie przeszkadzaj im teraz. Rozmawiają ze sobą szczerze, wiesz, tak pierwszy raz od początku szkoły. Najwyżej ja im to później przekażę. 
- Aha. - wolałem się teraz nie dopytywać o szczegóły. Jeśli Niall i Flo zechcą się z nami podzielić nowościami to zrobią to z własnej woli. 


No i witam po tak długiej przerwie!
Wybaczcie, że wcześniej ten rozdział nie został wstawiony, ale mam zbyt dużo na głowie, więc rozdziały niestety spadły na razie na dalszy plan.
Mamy z Lolu nadzieję, że rozdział Wam się podobał. :D
I taki mały newsik: 10 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ 16! Może to Was zachęci do komentowania? 
Do zobaczenia!
Kat xx.

PS. Złóżcie swoim mamom najlepsze życzenia z okazji DNIA MATKI!

środa, 30 kwietnia 2014

14. You're the best friend I ever had, you know?

Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas. gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać. - Autor Nieznany.

Louis:

          Czułem, że coś wisi w powietrzu, że coś jest nie tak. I to coś miało wspólnego z Florą, a jak z nią to i z Niall'em. Mimo, że już nie byłem Stróżem Florence, dalej pozostała między nami nic więzi, dzięki której potrafiłem wyczuć, co się z nią w danej chwili dzieje. Przez wszystkie lekcje siedziałem niespokojnie, ciągle wiercąc się na swoim miejscu i zastanawiałem się obsesyjnie, o co mogli się pokłócić tym razem. Miałem niejasne przeczucie, że to jest jakoś powiązane ze mną. Dlatego, kiedy tylko wszystkie zajęcia się skończyły, pognałem do pokoju Flory. Rzuciła na niego skomplikowane czary, które na mnie jednak nie działają, bo w końcu jestem Aniołem, nieważne, że Upadłym. Bez zbędnych ceregieli wszedłem do środka. Pomieszczenie skąpane było w mroku, a w ciszy jaka panowała rozlegał się cichy szloch. Podszedłem do łóżka, na którym leżała dziewczyna, nawet nie siląc się na to, by być cicho. I tak by mnie usłyszała z tym swoim wampirzym słuchem. 
- Po co tu przyszedłeś? - spytała głucho moja była podopieczna. Westchnąłem.
- Wyczułem, że coś jest nie tak. Umiem wyczuć czyjeś emocje, a twoje są tak silne, że nie sposób je zignorować. Dlatego przyszedłem sprawdzić, czy tu jesteś i co się stało. - odparłem trochę wymijająco. Widziałem po niej, że chciałaby zapytać, jakim cudem zdołałem wejść pomimo jej zaklęć. I jak bardzo stara się, żeby tego nie zrobić, bo inaczej musiałaby zdradzić, że w połowie jest czarownicą. Szkoda, że nie wie, że ja o wszystkim wiem. Na pewno byłoby nam obojgu dużo łatwiej. - Co się stało?
- Nic. - burknęła.
- Czy to przez Niall'a płaczesz? - spytałem łagodnie.
- A przez kogo by innego?! - zawołała z irytacją. - Ten bufon, kretyn, Pan-Nie-Zwracam-Uwagi-Na-Uczucia-Innych-Bo-Moje-Są-Najważniejsze-Horan potrafi mnie tylko ranić!
- Co takiego zrobił? - z trudem powstrzymałem uśmiech słysząc, jak go nazwała.
- Urządził mi scenę zazdrości! Jest zazdrosny o ciebie! A nas przecież nic nie łączy! Jak mogłabym flirtować, a co dopiero być, z kimkolwiek, kiedy ja go kocham!
           Uśmiechnąłem się, na to wyznanie. Nareszcie przyznała to na głos!
- A powiedziałaś mu to chociaż?
- Tak! - oznajmiła ku mojemu zdziwieniu. - Najpierw on na mnie warczał, a potem ja na niego nakrzyczałam. I kiedy tak na niego się darłam, wymsknęło mi się to i stamtąd uciekłam.
- Ojeju... - westchnąłem i przysiadłem na skraju łóżku. Brunetka spojrzała na mnie załzawionymi oczami, a wtedy ja wyciągnąłem w jej stronę ramiona. Przytuliłem Florę i pozwoliłem jej się do końca wypłakać. Doskonale zdawałem sobie sprawę, jakie to dla niej trudne, zważywszy na to, co było pół wieku temu we Florencji. Nie mogłem jednak jej powiedzieć, że o wszystkim wiem, bo to ona musi zechcieć o tym opowiedzieć sama.



Flora:


          Po kilku minutach odsunęłam się od Louisa i posłałam mu wdzięczne spojrzenie. Taki przyjaciel jak on to prawdziwy skarb.
- Jesteś najlepszym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miałam, wiesz? - spytałam cicho. Uśmiechnął się lekko.
- Miło mi to słyszeć, zwłaszcza od ciebie, Flo. To skoro taki dobry ze mnie przyjaciel to chyba powinienem teraz pójść również pogadać z Niall'em, co?
         To naturalne, że spięłam się na dźwięk Jego imienia. Za to, co dzisiaj powiedział, chciałam Go znienawidzić. Jednak, jak to już w życiu bywa, nie potrafiłam tego zrobić. Przez pół wieku próbowałam i myślałam, że tak jest naprawdę, ale wyraźnie teraz widzę, że tylko to sobie wmawiałam. Moja miłość do Niall'a jest zbyt wielka, nie ważne co bym sobie wmawiała do końca swojego życia. Uśmiechnęłam się z trudem do Lou i starłam z policzków resztki łez.
- Nasz rację. Idź do niego. Ja sobie już poradzę.
        Westchnął i wstał. Kiedy stał już przy drzwiach z zamiarem otworzenia ich, nagle się odezwałam:
- Louis!
- Tak? - spojrzał na mnie.
- Jeśli Niall zacznie pieprzyć jakieś głupoty, to zafunduj mu porządnego prawego sierpowego, ale tak, żeby to poczuł.  Z pozdrowieniami od Flory.
      Roześmiał się i obiecał, że jeśli coś takiego będzie miało miejsce to zrobi to, o co go poprosiłam. Wyszedł, a ja wstałam i podeszłam do okna. Zapatrzyłam się na zachodzące słońce. Tu w szkole panują trochę dziwne zasady. Gdy panuje jesień i zima, mamy nocny rozkład zajęć. Jednak wraz z nadejściem pierwszego marca zaczyna obowiązywać dzienny plan, taki jak w normalnych szkołach. 
            Zaczęłam rozmyślać. Życie to nie tylko słońce czy tęcza. To okrutne, pełne nienawiści miejsce, które będzie trzymało do samego końca i nie da ani chwili wytchnienia. Najważniejsze jest to, ile zdoła się znieść i czy da się radę ruszyć dalej, wstać po każdym kolejnym upadku. Westchnęłam znużona. Tylko dlaczego przez całe moje wampirze życie w większości cierpię? Jedynie przez rok we Florencji z Niall'em byłam szczęśliwa.
             Dlaczego urządził mi scenę zazdrości, skoro raczej nie odwzajemnia moich uczuć?

Louis:

           Z Florą już pogadałem, a teraz, tak jak jej powiedziałem, pójdę porozmawiać z Niall'em. Kto wie, może uda mi się ich pogodzić? Żwawym krokiem szedłem w stronę skrzydła szpitalnego, a w głowie analizowałem każdy możliwy przebieg tej rozmowy. Mimo, że jesteśmy przyjaciółmi, nie znam go aż tak dobrze jak Florence. Mogę się po nim spodziewać dosłownie wszystkiego. Westchnąłem zrezygnowany i wszedłem do pomieszczenia, w którym stało wiele łóżek, a na jednym z nich siedział Niall, wpatrując się tępo przed siebie. Przez pierwszą chwilę pomyślałem, że był tak zamyślony iż mnie nie zauważył, jednak zaraz się przekonałem, że się pomyliłem. 
- Co ty tu robisz? - jego głos był dziwnie słaby, ale zabrzmiała w nim pewna ostrość, a nawet surowość.
- Przyszedłem pogadać. Albo raczej cię wysłuchać.
- A co? Flora ci nagadała? - zapytał złośliwym tonem.
- Nie. Przedstawiła mi swój punkt widzenia, a to, że tam raz czy dwa czymś rzuciła i klęła na czym świat stoi to już inna sprawa.
          Na jego ustach zamajaczył cień uśmiechu, który po chwili zniknął bez śladu.
- I co? Chcesz poznać moją perspektywę? Proszę bardzo! Zazdrość! Jestem cholernie zazdrosny o relacje łączące cię z Flo i dzisiaj urządziłem jej taką scenę zazdrości. Zrozumiale wściekła się na mnie, ale wtedy powiedziała, że... mnie kocha. - jego głos zamieniał się z każdym następnym słowem w powoli gasnący szept. - Zamiast to wszystko zatrzymać dla siebie, mogłem pierwszy powiedzieć, że ją kocham. Ale ja najpierw mówię, potem myślę. 
- Kochasz Flo? - No, no! Dwa wyznania miłości w ciągu jednego dnia? Jeszcze tylko oni niech ją sobie nawzajem wyznają, to pobiją rekord!
- Jak wariat. Ale zamiast tego musiałem powiedzieć jej tyle przykrych słów. - w jego oczach stanęły łzy, co mnie kompletnie zaskoczyło, bo nigdy nie widziałem mojego przyjaciela płaczącego.
         A oto teraz patrzyłem na kumpla, który płakał w milczeniu, wyrzucając z siebie całe cierpienie. Tak. Ten dzień na pewno należy do najbardziej nietypowych w moim ziemskim życiu.

Niall:

       Nie płakałem od lat. Nawet, gdy ojciec zmarł, nie uroniłem ani jednej łzy. A teraz ryczałem jak małe dziecko, choć w milczeniu. W końcu poczułem jak uwalniam się od bólu. Nie tego fizycznego, ale duchowego, emocjonalnego, psychicznego. To prawda, że Flora pół wieku temu mnie cholernie zraniła, ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że to ja ciągle przysparzam Jej cierpienia. A tego nie chcę. Westchnąłem i spojrzałem ze smutkiem na Louisa.
- Powiedz mi, co mam zrobić, żeby Ona mnie nie znienawidziła. - szepnąłem udręczonym głosem. Anioł usiadł na posłaniu na sąsiednim łóżku.
- Może najpierw idź do niej i z nią porozmawiaj? Powiedz jej, co czujesz, ale na samym początku ją przeproś. Schowaj dumę do kieszeni.
- I myślisz, że to przejdzie? - powątpiewałem. - Przecież Flora jest na mnie wściekła!
- Nie, na pewno nie wściekła. - zaprzeczył. - Jest raczej smutna, przygnębiona i może trochę zła, ale nie wściekła.
- Czyli mam z nią porozmawiać? - rzuciłem niepewnie. Szatyn kiwnął głową na znak zgody. Westchnąłem. - Pójdę do Niej. Nawet zaraz, pomimo tego, że mam być w tym przeklętym miejscu przez tydzień.
No, i to ja rozumiem! - uśmiechnął się Upadły. Dłonią otarłem mokre policzki i niemrawo odwzajemniłem uśmiech.
               Pomógł mi wstać i wyprowadził mnie ze skrzydła. Powoli, uważnie stawiając każdy krok, po jakichś czterdziestu minutach, doszedłem do pokoju Flory. Cicho zapukałem do drzwi i wszedłem do środka. Spojrzałem na brunetkę, która patrzyła na mnie zdziwiona i ukradkiem ścierała łzy.
- Niall? Co ty tu robisz? - szepnęła.
- Musimy porozmawiać, Flo.

***

Słowem wyjaśnienia: Lolu ma za dużo nauki, dlatego ten rozdział wstawiam ja, prawdopodobnie następny też ja wstawię, ale to się jeszcze zobaczy.
Drugim słowem wyjaśnienia: Jak można dojrzeć w bohaterach - zmieniłam postać Flory. Stwierdziłam nagle, że w mojej pierwszej wizji Flora wygląda dokładnie jak Lily Collins (to dlatego, że jestem wielką fanką serii Dary Anioła, gdzie w Mieście Kości zagrała główną bohaterkę Clary <3 i uwielbiam strasznie Jace'a, a Jamie, który go gra - ma ZAJEBISTY akcent! Ale o tym możemy sobie porozmawiać innym razem :P)
Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział, w sumie to ja też mam dużo nauki.
I dzisiejszego dnia mam imieniny, a niedawno miałam urodzinki i mam nadzieję, że będzie dużo komentarzy.
Do zobaczenia!
Kat xx.