środa, 30 kwietnia 2014

14. You're the best friend I ever had, you know?

Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas. gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać. - Autor Nieznany.

Louis:

          Czułem, że coś wisi w powietrzu, że coś jest nie tak. I to coś miało wspólnego z Florą, a jak z nią to i z Niall'em. Mimo, że już nie byłem Stróżem Florence, dalej pozostała między nami nic więzi, dzięki której potrafiłem wyczuć, co się z nią w danej chwili dzieje. Przez wszystkie lekcje siedziałem niespokojnie, ciągle wiercąc się na swoim miejscu i zastanawiałem się obsesyjnie, o co mogli się pokłócić tym razem. Miałem niejasne przeczucie, że to jest jakoś powiązane ze mną. Dlatego, kiedy tylko wszystkie zajęcia się skończyły, pognałem do pokoju Flory. Rzuciła na niego skomplikowane czary, które na mnie jednak nie działają, bo w końcu jestem Aniołem, nieważne, że Upadłym. Bez zbędnych ceregieli wszedłem do środka. Pomieszczenie skąpane było w mroku, a w ciszy jaka panowała rozlegał się cichy szloch. Podszedłem do łóżka, na którym leżała dziewczyna, nawet nie siląc się na to, by być cicho. I tak by mnie usłyszała z tym swoim wampirzym słuchem. 
- Po co tu przyszedłeś? - spytała głucho moja była podopieczna. Westchnąłem.
- Wyczułem, że coś jest nie tak. Umiem wyczuć czyjeś emocje, a twoje są tak silne, że nie sposób je zignorować. Dlatego przyszedłem sprawdzić, czy tu jesteś i co się stało. - odparłem trochę wymijająco. Widziałem po niej, że chciałaby zapytać, jakim cudem zdołałem wejść pomimo jej zaklęć. I jak bardzo stara się, żeby tego nie zrobić, bo inaczej musiałaby zdradzić, że w połowie jest czarownicą. Szkoda, że nie wie, że ja o wszystkim wiem. Na pewno byłoby nam obojgu dużo łatwiej. - Co się stało?
- Nic. - burknęła.
- Czy to przez Niall'a płaczesz? - spytałem łagodnie.
- A przez kogo by innego?! - zawołała z irytacją. - Ten bufon, kretyn, Pan-Nie-Zwracam-Uwagi-Na-Uczucia-Innych-Bo-Moje-Są-Najważniejsze-Horan potrafi mnie tylko ranić!
- Co takiego zrobił? - z trudem powstrzymałem uśmiech słysząc, jak go nazwała.
- Urządził mi scenę zazdrości! Jest zazdrosny o ciebie! A nas przecież nic nie łączy! Jak mogłabym flirtować, a co dopiero być, z kimkolwiek, kiedy ja go kocham!
           Uśmiechnąłem się, na to wyznanie. Nareszcie przyznała to na głos!
- A powiedziałaś mu to chociaż?
- Tak! - oznajmiła ku mojemu zdziwieniu. - Najpierw on na mnie warczał, a potem ja na niego nakrzyczałam. I kiedy tak na niego się darłam, wymsknęło mi się to i stamtąd uciekłam.
- Ojeju... - westchnąłem i przysiadłem na skraju łóżku. Brunetka spojrzała na mnie załzawionymi oczami, a wtedy ja wyciągnąłem w jej stronę ramiona. Przytuliłem Florę i pozwoliłem jej się do końca wypłakać. Doskonale zdawałem sobie sprawę, jakie to dla niej trudne, zważywszy na to, co było pół wieku temu we Florencji. Nie mogłem jednak jej powiedzieć, że o wszystkim wiem, bo to ona musi zechcieć o tym opowiedzieć sama.



Flora:


          Po kilku minutach odsunęłam się od Louisa i posłałam mu wdzięczne spojrzenie. Taki przyjaciel jak on to prawdziwy skarb.
- Jesteś najlepszym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miałam, wiesz? - spytałam cicho. Uśmiechnął się lekko.
- Miło mi to słyszeć, zwłaszcza od ciebie, Flo. To skoro taki dobry ze mnie przyjaciel to chyba powinienem teraz pójść również pogadać z Niall'em, co?
         To naturalne, że spięłam się na dźwięk Jego imienia. Za to, co dzisiaj powiedział, chciałam Go znienawidzić. Jednak, jak to już w życiu bywa, nie potrafiłam tego zrobić. Przez pół wieku próbowałam i myślałam, że tak jest naprawdę, ale wyraźnie teraz widzę, że tylko to sobie wmawiałam. Moja miłość do Niall'a jest zbyt wielka, nie ważne co bym sobie wmawiała do końca swojego życia. Uśmiechnęłam się z trudem do Lou i starłam z policzków resztki łez.
- Nasz rację. Idź do niego. Ja sobie już poradzę.
        Westchnął i wstał. Kiedy stał już przy drzwiach z zamiarem otworzenia ich, nagle się odezwałam:
- Louis!
- Tak? - spojrzał na mnie.
- Jeśli Niall zacznie pieprzyć jakieś głupoty, to zafunduj mu porządnego prawego sierpowego, ale tak, żeby to poczuł.  Z pozdrowieniami od Flory.
      Roześmiał się i obiecał, że jeśli coś takiego będzie miało miejsce to zrobi to, o co go poprosiłam. Wyszedł, a ja wstałam i podeszłam do okna. Zapatrzyłam się na zachodzące słońce. Tu w szkole panują trochę dziwne zasady. Gdy panuje jesień i zima, mamy nocny rozkład zajęć. Jednak wraz z nadejściem pierwszego marca zaczyna obowiązywać dzienny plan, taki jak w normalnych szkołach. 
            Zaczęłam rozmyślać. Życie to nie tylko słońce czy tęcza. To okrutne, pełne nienawiści miejsce, które będzie trzymało do samego końca i nie da ani chwili wytchnienia. Najważniejsze jest to, ile zdoła się znieść i czy da się radę ruszyć dalej, wstać po każdym kolejnym upadku. Westchnęłam znużona. Tylko dlaczego przez całe moje wampirze życie w większości cierpię? Jedynie przez rok we Florencji z Niall'em byłam szczęśliwa.
             Dlaczego urządził mi scenę zazdrości, skoro raczej nie odwzajemnia moich uczuć?

Louis:

           Z Florą już pogadałem, a teraz, tak jak jej powiedziałem, pójdę porozmawiać z Niall'em. Kto wie, może uda mi się ich pogodzić? Żwawym krokiem szedłem w stronę skrzydła szpitalnego, a w głowie analizowałem każdy możliwy przebieg tej rozmowy. Mimo, że jesteśmy przyjaciółmi, nie znam go aż tak dobrze jak Florence. Mogę się po nim spodziewać dosłownie wszystkiego. Westchnąłem zrezygnowany i wszedłem do pomieszczenia, w którym stało wiele łóżek, a na jednym z nich siedział Niall, wpatrując się tępo przed siebie. Przez pierwszą chwilę pomyślałem, że był tak zamyślony iż mnie nie zauważył, jednak zaraz się przekonałem, że się pomyliłem. 
- Co ty tu robisz? - jego głos był dziwnie słaby, ale zabrzmiała w nim pewna ostrość, a nawet surowość.
- Przyszedłem pogadać. Albo raczej cię wysłuchać.
- A co? Flora ci nagadała? - zapytał złośliwym tonem.
- Nie. Przedstawiła mi swój punkt widzenia, a to, że tam raz czy dwa czymś rzuciła i klęła na czym świat stoi to już inna sprawa.
          Na jego ustach zamajaczył cień uśmiechu, który po chwili zniknął bez śladu.
- I co? Chcesz poznać moją perspektywę? Proszę bardzo! Zazdrość! Jestem cholernie zazdrosny o relacje łączące cię z Flo i dzisiaj urządziłem jej taką scenę zazdrości. Zrozumiale wściekła się na mnie, ale wtedy powiedziała, że... mnie kocha. - jego głos zamieniał się z każdym następnym słowem w powoli gasnący szept. - Zamiast to wszystko zatrzymać dla siebie, mogłem pierwszy powiedzieć, że ją kocham. Ale ja najpierw mówię, potem myślę. 
- Kochasz Flo? - No, no! Dwa wyznania miłości w ciągu jednego dnia? Jeszcze tylko oni niech ją sobie nawzajem wyznają, to pobiją rekord!
- Jak wariat. Ale zamiast tego musiałem powiedzieć jej tyle przykrych słów. - w jego oczach stanęły łzy, co mnie kompletnie zaskoczyło, bo nigdy nie widziałem mojego przyjaciela płaczącego.
         A oto teraz patrzyłem na kumpla, który płakał w milczeniu, wyrzucając z siebie całe cierpienie. Tak. Ten dzień na pewno należy do najbardziej nietypowych w moim ziemskim życiu.

Niall:

       Nie płakałem od lat. Nawet, gdy ojciec zmarł, nie uroniłem ani jednej łzy. A teraz ryczałem jak małe dziecko, choć w milczeniu. W końcu poczułem jak uwalniam się od bólu. Nie tego fizycznego, ale duchowego, emocjonalnego, psychicznego. To prawda, że Flora pół wieku temu mnie cholernie zraniła, ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że to ja ciągle przysparzam Jej cierpienia. A tego nie chcę. Westchnąłem i spojrzałem ze smutkiem na Louisa.
- Powiedz mi, co mam zrobić, żeby Ona mnie nie znienawidziła. - szepnąłem udręczonym głosem. Anioł usiadł na posłaniu na sąsiednim łóżku.
- Może najpierw idź do niej i z nią porozmawiaj? Powiedz jej, co czujesz, ale na samym początku ją przeproś. Schowaj dumę do kieszeni.
- I myślisz, że to przejdzie? - powątpiewałem. - Przecież Flora jest na mnie wściekła!
- Nie, na pewno nie wściekła. - zaprzeczył. - Jest raczej smutna, przygnębiona i może trochę zła, ale nie wściekła.
- Czyli mam z nią porozmawiać? - rzuciłem niepewnie. Szatyn kiwnął głową na znak zgody. Westchnąłem. - Pójdę do Niej. Nawet zaraz, pomimo tego, że mam być w tym przeklętym miejscu przez tydzień.
No, i to ja rozumiem! - uśmiechnął się Upadły. Dłonią otarłem mokre policzki i niemrawo odwzajemniłem uśmiech.
               Pomógł mi wstać i wyprowadził mnie ze skrzydła. Powoli, uważnie stawiając każdy krok, po jakichś czterdziestu minutach, doszedłem do pokoju Flory. Cicho zapukałem do drzwi i wszedłem do środka. Spojrzałem na brunetkę, która patrzyła na mnie zdziwiona i ukradkiem ścierała łzy.
- Niall? Co ty tu robisz? - szepnęła.
- Musimy porozmawiać, Flo.

***

Słowem wyjaśnienia: Lolu ma za dużo nauki, dlatego ten rozdział wstawiam ja, prawdopodobnie następny też ja wstawię, ale to się jeszcze zobaczy.
Drugim słowem wyjaśnienia: Jak można dojrzeć w bohaterach - zmieniłam postać Flory. Stwierdziłam nagle, że w mojej pierwszej wizji Flora wygląda dokładnie jak Lily Collins (to dlatego, że jestem wielką fanką serii Dary Anioła, gdzie w Mieście Kości zagrała główną bohaterkę Clary <3 i uwielbiam strasznie Jace'a, a Jamie, który go gra - ma ZAJEBISTY akcent! Ale o tym możemy sobie porozmawiać innym razem :P)
Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział, w sumie to ja też mam dużo nauki.
I dzisiejszego dnia mam imieniny, a niedawno miałam urodzinki i mam nadzieję, że będzie dużo komentarzy.
Do zobaczenia!
Kat xx.

czwartek, 3 kwietnia 2014

13. Jealousy.

Zazdrość o łączące dwoje ludzi porozumienie duchowe może być równie gwałtowne jak zazdrość o zbliżenie fizyczne. - Arthur Conan Doyle.


Niall:

       Wszystko mnie bolało. Całe moje ciało było jak jeden wielki pożar. A wodą, która gasiła rozszalałe płomienie, była Flora. Jej ręka od kilku godzin gładząca moją dłoń i twarz. Jej cichy głos, taki kojący, który od czasu do czasu przemawiał do mnie. Jej obecność. Myślała, że spałem i w sumie aż tak bardzo się nie myliła. Byłem zawieszony między snem a jawą. Słyszałem wszystko co mówiła, ale nie mogłem Jej odpowiedzieć. Nie mogłem Jej powiedzieć, żeby przestała płakać, żeby przestała się obwiniać o to, co mi się przytrafiło. Nienawidzę kiedy Flora płacze, w szczególności, gdy powodem Jej płaczu jestem ja. W takich momentach tak sobą gardzę, że przez kilka dni nie potrafię spojrzeć na swoją twarz w lustrze. Pewnie tak samo będzie i tym razem, kiedy stąd wyjdę. Jednak na razie naprawdę zasnąłem.
          Otaczała mnie dziwna i nieprzenikniona ciemność. Obracałem się dookoła własnej osi, jednak mimo to nic nie widziałem. Skóra mi ścierpła, kiedy do moich uszu dotarł czyjś zimny i cyniczny śmiech. Przełknąłem cicho ślinę i przekląłem się za to, że czułem wzbierający we mnie strach. Czego ja się, do cholery jasnej, boję? Przecież ja tu nawet nic nie widzę! Jak na zawołanie przede mną pojawił się wysoki mężczyzna, wyglądem przypominającym zwykłego dwudziestolatka. Miał ciemne, czarne włosy, które na pierwszy rzut oka wydawały się być ciut przydługie. Jego niebieskie oczy patrzyły na mnie chłodno i pogardliwie, a na ustach czaił się ironiczny uśmiech. Ubrany był w czarną skórzaną kurtkę, czarny t-shirt i czarne jeansy. Przyglądałem mu się niepewnie.
- W końcu się spotykamy, panie Horan. - miał irlandzki akcent, a sam jego głos, mimo tego,  był dziwnie znajomy, jakbym już go kiedyś słyszał. - Chociaż w końcu to chyba złe określenie, zważywszy na to iż widujemy się niemal codziennie.
- Kim jesteś? - spytałem, nie mogąc się powstrzymać.
- Och, wybacz. Gdzie moje maniery. - cała jego postawa wręcz ociekała sarkazmem. - Nazywam się Alexander O'Casey.
- O'Casey? Dlaczego to nazwisko kojarzy mi się z Belfastem? - mruknąłem.
- Może dlatego, że rodzina czarowników żyjąca tam, została w bestialski sposób zamordowana.
- Ale przecież wszyscy zginęli!
- Niezupełnie. Jestem jednym z dwóch ostatnich potomków O'Casey. - pokręcił  z politowaniem głową. - Mój Boże, jak ty mało wiesz!
- O czym? - nie zrozumiałem.
- Popytaj wśród swoich koleżanek. A w szczególności radziłbym ci się skupić na jednej z nich. 
- Ale na której?
- Ha! Myślisz, że aż tak ułatwię ci to zadanie? Już i tak za dużo ci wyjawiłem. Sam musisz odnaleźć moją kuzynkę Florence. 
            Alexander spojrzał na mnie przenikliwie i po chwili się rozpłynął w powietrzu. Za to ja się obudziłem. Odetchnąłem z ulgą, gdy dostrzegłem skąpane w mroku znajome pomieszczenie, jakim niewątpliwie było Skrzydło Szpitalne. Moje serce przyśpieszyło nagle, gdy dostrzegłem, że Flora ciągle tu jest. Zasnęła na drugim łóżku, które przysunięto blisko mojego tak, aby nie musiała mnie puszczać. Spojrzałem na nasze splecione dłonie i ogarnęło mnie przyjemne ciepło, którego nie czułem od bardzo dawna. Ponieważ nie mogłem już z powrotem zasnąć, przez cały czas jaki pozostał do obchodu pielęgniarki, przypatrywałem się delikatnym rysom Flory, wygładzonych przez sen, kompletnie zapominając o tym, co mi się przed chwilą śniło.
          Nagle jednak zacząłem przypominać sobie wszystkie sytuacje, w jakich widziałem Flo i Louisa razem. To, jak się śmiali ze mnie na stołówce. To, jak zasnęła z głową opartą na ramieniu Louisa. To, jak on ją przytulał, kiedy znaleźli Sama. To, jak się dobrze ze sobą bawili przy urządzaniu urodzin Gwen. Zacisnąłem zęby na myśl o tym, że oni mogą coś do siebie czuć. Tak, byłem zazdrosny. Byłem, jestem i będę już do końca świata zazdrosny o FLorę Mercer. Moją byłą dziewczynę, którą w dalszym ciągu kocham.


Flora:

          Obudziłam się z przeczuciem, że coś się stanie. Spojrzałam z niepokojem na sąsiednie łóżko, ale Niall spokojnie leżał na plecach i patrzył się w sufit, intensywnie o czymś myśląc. Sądząc po wyrazie Jego twarzy, to nie są zbyt wesołe myśli. Nasze dłonie wciąż splecione były ze sobą, przez co od razu ogarnęło mnie przyjemne ciepło. Poruszyłam się delikatnie, by znaleźć wygodniejszą pozycję. Wyrwałam tym Niall'a z zamyślenia. Spojrzał na mnie, a Jego szlachetne rysy twarzy od razu się rozpogodziły, dzięki czemu poczułam jak całe napięcie powoli ze mnie wypływa. 
- Jak się czujesz? - spytałam cichutko, przypatrując się Jego pięknym, niebieskim oczętom. Uśmiechnął się.
- Lepiej. Już mnie tak nie boli.
- W takim razie bardzo się cieszę. - odwzajemniłam Jego uśmiech.
            Przyszła pora na śniadanie, po którym przyszli nasi przyjaciele odwiedzić Niall'a, a przy okazji mnie. Posiedzieli pół godziny, po czym poszli na lekcje. Ja zostałam. Zauważyłam, że Niall rzucał Lou dziwne spojrzenia, ale na razie wolałam nie wnikać.
- Mam poczucie winy. - przyznałam cicho, kiedy wszyscy już wyszli. 
- Dlaczego? - spytał, mocno zdziwiony.
- Bo to ja cię poprosiłam, żebyś poszedł po te cholerne napoje. Miałam iść ja i teraz żałuję, że nie poszłam.
- Ty kpisz, czy o drogę pytasz? - w Jego głosie pojawiła się irytacja. - Właśnie dobrze, że to ja tu leżę, a nie ty! 
-Ale, do cholery jasnej, podczas, gdy ja gawędziłam sobie z Louisem, ty zostałeś zaatakowany i mogłeś umrzeć! - powiedziałam płaczliwym tonem i zaraz się zorientowałam, że palnęłam jakąś głupotę. Jego oczy szybko pociemniały, kolorem przypominając burzowe niebo, a Jego aura zmieniła barwę na czerwoną.
- No tak, znowu Louis. - syknął. Spojrzałam na niego zaskoczona. 
- Znowu Louis? Niall, o co ci chodzi?
- O to, że niby tak mnie kochałaś, a teraz na moich oczach bezczelnie podrywasz mojego przyjaciela! - warknął.
          Poczułam, że krew odpływa mi całkowicie z twarzy. Dłonie zaczęły mi się potwornie trząść. Oczy wypełniły mi się łzami, którym jednak nie pozwoliłam wypłynąć. Żołądek natomiast zawiązał mi się w ciasny supeł.
- Co? Przecież ja nie flirtuję z Louisem. - zaprzeczyłam z trudem. Jak mogłabym z kimkolwiek flirtować, skoro...
- Jak to nie? A to wdzięczenie się i pacykowanie z nim? A podobno tak mnie kochałaś.
           Poderwałam się gwałtownie z łóżka, czując, że zaraz się rozpłaczę. Jak On tak śmie?!
- Do cholery, ty kretynie! Ty jesteś ślepy, czy głupi?! Jak mogłabym flirtować z Louisem, czy z kimkolwiek innym, skoro wciąż jestem w tobie zakochana?! Kocham cię, kretynie jeden, ale ty jesteś zbyt ślepy i dumny, by zauważyć, że wciąż mi na tobie bardzo, cholernie zależy! Ale ty, zamiast to przyjąć do wiadomości, potrafisz być jedynie zazdrosny!
          Wybiegłam czym prędzej ze Skrzydła Szpitalnego, nie zwracając uwagi na nawoływania Niall'a. Nie miałam ochoty słuchać Jego słów, Jego pustych dla mnie słów, które za prawie każdym razem mnie raniły. My już chyba nie potrafimy normalnie rozmawiać ze sobą. Czy każda nasza rozmowa musi się kończyć kłótnią? Zamknęłam się w swoim pokoju, na który rzuciłam kilka skomplikowanych zaklęć, żeby nikt nie wiedział, że tu jestem i dałam upust tłumionym łzom. Niall był na granicy życia i śmierci, było z Nim naprawdę źle i bardzo się o niego martwiłam. A On, kiedy tylko poczuł się trochę lepiej, musiał się ze mną pokłócić! Czyli co, wracamy do relacji sprzed zaledwie kilku tygodni? Ja już tak nie dam rady. To będzie już ponad moje siły, udawanie wobec Niego nienawiści. Tym bardziej, że przed kilkoma chwilami wyznałam mu, że Go kocham. Przyznam, że poczułam ulgę, ale jakim kosztem? Znowu cierpiałam. Czy to jest możliwe, że to jedynie zły sen, z którego się zaraz obudzę?
          Niestety, ale nie. 



No i oto rozdział 13!
Mamy nadzieję, że się Wam podobał, a swoją opinię wyrazicie w komentarzach, których jest trochę mało, a to jest trochę przykre, no bo my się staramy, a właściwie docenia to z cztery, może z pięć osób. Dlatego następny rozdział pojawi się dopiero kiedy pod tym rozdziałem pojawi się co najmniej  pięć komentarzy.

Jest mi przykro, że to piszę, ale chyba jestem leciutko zdesperowana :P
No, to by było na tyle. Trzymajcie się ciepło i do następnego!
Kat xx.