piątek, 21 lutego 2014

9. I love you.

Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń. - Wisława Szymborska

Niall:

      W drodze do sypialni Flory przytrzymywałem ją w obawie, że może upaść, Już dwa razy nieomal zemdlała z szoku. Martwiłem się o nią. Nie, nie przesłyszeliście się. Martwiłem się o Florę Mercer. Tą wampirzycę, która pół wieku temu mnie zraniła. Ale to już przeszłość, prawda? Może czas w końcu zacząć żyć tym, co jest tu i teraz? Przecież nie zmienię tego co już się wydarzyło. Mogę za to rozpocząć kreowanie teraźniejszości i niedalekiej przyszłości. Z tymi moimi jakże mądrymi przemyśleniami, w ciszy dotarliśmy na miejsce. Otworzyłem drzwi, przepuściłem dziewczynę pierwszą i wszedłem za nią, z powrotem zamykając pokój. Bałem się przerwać milczenie panujące między nami. Dziewczyna wydawała mi się w tej chwili taka krucha, że bałem się nawet gwałtowniej odetchnąć, bo obawiałem się, że każdy mocniejszy podmuch powietrza mógłby ją zranić. Tak, wiem, to głupie. Ale nie zmienię tego co czuję, prawda? Nawet jakbym chciał, a, o dziwo, nie chcę. Wręcz przeciwnie. Dzięki temu zdarzeniu odkryłem, że nadal chcę chronić Flo przed całym złem tego świata. W końcu westchnąłem. Nie możemy siedzieć w ciszy przez całą wieczność! To by było dziwne.
- Jak się czujesz? - spytałem cicho i od razu w myślach wyzwałem się od głupich. No jak ma się, do cholery jasnej, czuć po tym wszystkim?! Brunetka wzruszyła ramionami, nic nie mówiąc, a po jej policzkach popłynęła nowa partia łez. Usiadła bezradnie na łóżku, a ja zaraz kucnąłem naprzeciwko niej.
- To powinnam być ja. - szepnęła, a ja zamarłem. 
- Co ty gadasz?! - oburzyłem się. - Nie mów taki bzdur, nawet nie próbuj tak myśleć!
- Kiedy to prawda. I ty o tym wiesz. - spojrzała mi w oczy. - No bo... dla kogo ja mam żyć? Nie mam rodziny, Sama też już nie mam. Jo, Evie, Gwen i reszta poradziłaby sobie beze mnie. Ty zresztą też. W końcu...
      Nie mogłem tego dłużej słuchać i nie wierzę, że to zrobiłem. Pochyliłem się i gwałtownie wpiłem się w jej malinowe wargi. Widziałem w jej oczach szok, jednak po chwili przymknęliśmy powieki i rozkoszowaliśmy się to chwilą. Już od dawna nie miałem okazji zaznać jej pocałunków. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak bardzo za tym tęskniłem. Ba, że w ogóle za tym tęskniłem! A Flora myśli, że ją nienawidzę! No, dałem jej wiele powodów by tak myślała. Jej drobne dłonie przyciągnęły mnie do siebie, w efekcie czego wylądowałem na kolanach, między jej nogami. Palcami jednej ręki przeczesywała moje włosy, a drugą ręką objęła mnie za szyję. Czułem na skórze przyjemne mrowienie, które powoli zamieniało się w palący ogień, a w moim brzuchu z klatki uwolniło się stado motyli. Mijały sekundy, które zamieniały się w minuty. Niby wampiry nie potrzebują tak dużo tlenu jak normalni ludzie, mimo to Flo po kilku długich chwilach odsunęła się ode mnie i głęboko, niemal ze świstem, wciągnęła powietrze.
      Patrzyliśmy sobie w oczy w milczeniu, które obydwoje obawialiśmy się przerwać. Buzowały we mnie sprzeczne emocje, których nawet nie potrafiłem nazwać, miałem kompletny mętlik w głowie. W końcu Mercer przerwała ciszę.
- Niall...

Harry:

       Kiedy dyrektorka kazała nam się rozejść, postanowiłem odprowadzić Gwen. I może to nie najlepszy moment, ale chciałem się jej o coś spytać i bardzo się denerwowałem. Nie, nie jestem nieśmiały. Po prostu... nawet nie umiem ubrać w słowa tego, co się ze mną dzieje. Przy Gwen czuję się inaczej. Jakbym nagle dostał skrzydeł i mógł się wznieść ponad wyżyny. Cisza, która panowała między nami, stawała się powoli nie do zniesienia. Chciałem ją przerwać, ale nie wiedziałem co powiedzieć. Ja, taki wygadany, wyszczekany chłopak, nie ma pojęcia, co ma powiedzieć do zwykłej dziewczyny! Zaraz, przecież Gwen nie jest zwyczajną dziewczyną. Jest piękna, mądra, ciepła, dobra i troskliwa. No, ale jak miałem się do niej odezwać? Hej, Gwen, pomimo tej dzisiejszej sytuacji, może byś się tak ze mną umówiła na randkę? Przecież to głupie. A poza tym może się nie zgodzić, mam rację? Ma do tego pełne prawo i nie będę miał do niej pretensji, jeśli tak się stanie. Kiedy doszliśmy do jej pokoju, wziąłem głęboki wdech. Ok, Styles. Tylko się uspokój. Staraj się być najbardziej czarujący i pewny siebie. Jak nigdy dotąd. I staraj się nie panikować, jeśli się nie zgodzi, czy to jasne?
- Słuchaj, Gwen... - zacząłem niepewnie. Uśmiechnęła się do mnie zachęcająco, a mnie serce zabiło dwa razy gwałtowniej niż powinno, a potem podeszło do gardła. No, Harry, rozmawialiśmy o tym przed chwilą. Raz kozie śmierć. W końcu udało mi się to wykrztusić. - Gwen, czy umówiłabyś się ze mną?
       Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę, a potem zarumieniła się delikatnie i spuściła zmieszana wzrok. Zacząłem panikować, jak to ja. O Boże, nie zgodzi się, ja wyjdę na kompletnego głupka, idiotę i ignoranta i wszystko pójdzie się bujać. Kiedy cisza zaczęła stawać się coraz bardziej nieprzyjemna, pomyślałem, żeby w końcu powiedziała nie. Jednak mnie zaskoczyła. Nagle uśmiechnęła się nieśmiało i powiedziała:
- Chętnie się z tobą umówię, Harry.

Sophie:

      Nie potrafię się zmienić. Już tyle razy próbowałam i za każdym ponosiłam sromotną klęskę. Chciałabym stać się inna. Dla Liama. Dla mojego jedynego sensu istnienia. Gdyby nie on, prawdopodobnie już by mnie w tej szkole nie było. Prawdopodobnie szukałabym teraz zemsty. Za moich rodziców. Kiedy miałam cztery lata i jeszcze mieszkałam w stolicy Bułgarii, mój tata wplątał się w aferę z nefilską mafią, która nie była taka jak ludzka. Nie sprzedawała żadnych narkotyków. Ta mafia starała się unicestwić wszystkie gatunki oprócz nefilim i upadłych aniołów. Czyli to była bardziej sekta niż mafia. Mniejsza z tym. Tata nie zgadzał się z takimi poglądami i nie wykonał swojego pierwszego, i jak się później okazało ostatniego, zlecenia i pewnej nocy wtargnęli do nas jacyś przerażający faceci i z zimną krwią, na moich oczach, zamordowali moją mamę i mojego tatę. Chciałam wtedy na to nie patrzeć, ale nie potrafiłam odwrócić od tej sceny wzroku, gdy siedziałam schowana pod łóżkiem. Do dzisiaj jestem zdziwiona, że mnie wtedy nie zauważyli.
- Sophie, żyjesz? - do mojego umysłu przedarł się głos Liama, leciutko zabarwiony rozbawieniem. Uśmiechnęłam się i spojrzałam w jego cudowne, piwne oczy, wypełnione miłością i czułością. 
- Żyję, żyję. Niech cię o to głowa nie boli. - mruknęłam.
       Cały czas się zastanawiam, dlaczego on ze mną jest. Przecież jestem dla jego przyjaciół okropna. Najlepszym tego przykładem jest to, jak kilka dni temu potraktowałam Gwendolyn. Naprawdę nie chciałam być wobec niej taka nie miła i opryskliwa. Po prostu kiedy znajduję się wśród towarzystwa, tak jakby w moim mózgu włączał się tryb Potwór.
       Zachichotałam, kiedy poczułam nos Liama na swojej szyi.
- Słońce, przestań! To łaskocze!
- I o to chodzi, skarbie. I o to chodzi. - szepnął i pocałował mnie. Jego dłonie znalazły się na mojej talii, a moje na jego szyi. Uwielbiam te momenty, kiedy się całujemy. Czuję się wtedy jakbym dostawała skrzydeł i wszystko nagle stało się możliwe do zrobienia.
- Kocham cię, Liam. - powiedziałam, kiedy się od siebie oderwaliśmy. - Całym swoim sercem i duszą.
- Ja ciebie też kocham, Sophie. Najmocniej na świecie. 
       Muszę się zmienić. Dla Liama. Muszę inaczej zacząć traktować jego przyjaciół. Jeśli tego nie zrobię, to czuję, że Liam mnie w końcu zostawi. Muszę zacząć inaczej zachowywać się w stosunku do ludzi mnie otaczających, bo w pewnym momencie zostanę sama. A tego już bym chyba nie przeżyła. Boję się samotności. Ale boję się też zranienia.


I'M BACK!!!!
Cieszycie się? Bo ja bardzo :D
Na szczęście nic poważnego mi nie jest, choć mam wrócić na kontrolę za 3 miesiące do tego więzienia, bo coś mi tam z serduszkiem wykryli...
Wiem, że rozdział jest krótki, ale kiedy go pisałam, nie miałam weny, a po drugie coraz gorzej się czułam. Mimo to, mam nadzieję, że podobał Wam się rozdział i pozostawicie po sobie ślad w postaci komentarza :P
No, to by było na tyle... 
Do zobaczenia wkrótce!
Kat xx.

poniedziałek, 17 lutego 2014

WIADOMOŚĆ.

Jedna z autorek mianowicie Katt, miała dodać rozdział. Jednakże, nie zrobi tego gdyż jest w szpitalu i nie wiem kiedy będzie mogła dodać. Jak tylko wróci z tego przeklętego miejsca doda wam rozdział. Bądźcie cierpliwi. Katt cholernie was przeprasza, ale to nie jej wina, że źle się czuła. 3majcie się ciepło. xx

sobota, 8 lutego 2014

8. You don't understand!

Niekiedy ci, którzy martwią się o nas, znacznie bardziej zasługują na współczucie niż my sami. - Albert Schweitzer

Flora:

      Sen o Alexandrze powtarzał się co noc. I zawsze był taki sam: mój kuzyn w okrutny sposób mordował Niall'a tym swoim dziwnym nożem. Przez to robiłam się coraz bardziej... strachliwa i przewrażliwiona. Mało jadłam i piłam, mało się odzywałam. Byłam ciągle zdekoncentrowana, nie potrafiłam skupić się na jednej myśli dłużej niż dwie sekundy. Zaczęłam się oddalać od przyjaciół, nie licząc oczywiście Sama. To jeszcze dzieciak i nie zrozumiałby tego co się ze mną dzieje. Nikt by tego nie zrozumiał, bez zagłębiania się w moją przeszłość. Poza tym ten chłopiec dawał mi złudne poczucie normalności, przynależności. Może to głupie, ale przy Jo, Evie, Gwen, przy Harrym i Zayn'ie tego tak mocno nie czułam. Jedynie przy trzech osobach się tak czuję. Przy Samie. O dziwo przy Louisie, ale nie mam pojęcia dlaczego. Oraz, o zgrozo, przy Niall'u. Dlaczego dopiero teraz, a nie wcześniej? Czemu dopiero po tym śnie zdałam sobie sprawę z moich faktycznych uczuć wobec Horana? Jęknęłam z frustracji. Dlaczego w moim życiu jest tyle niewiadomych?!
       Przeczesałam dłońmi swoje długie włosy, delikatnie ciągnąc końce grzywki. Spojrzałam na zegarek i złapałam się za głowę. Za dziesięć minut mam się spotkać z Samem w sali od historii! Miałam mu pomóc z pracą domową, a w tamtym rejonie nikt się nie zapuszczał w soboty. W końcu wszyscy chcą wtedy odpocząć od nauki, prawda? W mig się zebrałam i wybiegłam ze swojego pokoju. Niemal od razu natknęłam się na Louisa, a uczucie, że znalazłam się w domu, powróciło. Szatyn uśmiechnął się na mój widok.
- Hej, Floro! Gdzie tak pędzisz?
- Umówiłam się, że pomogę Samowi z pracą domową z Historii Świata Cieni. A ty gdzie idziesz? - spytałam, unikając jego wzroku. Nie chciałam, żeby rozszyfrował emocje, jakie się we mnie kłębią, kiedy jest obok mnie. Z doświadczenia wiem, że uczucia to jedna z najniebezpieczniejszych broni.
- Właśnie idę do dyrektorki, prosić ją o zgodę na jutrzejsze wyjście. 
-To idziemy w tą samą stronę. - ruszyliśmy w stronę skrzydła, gdzie mieściły się sale lekcyjne, pokój nauczycielski i gabinet dyrektorki. Louis próbował mnie zagadać, ale byłam co do tego niechętna. Nie wiem dlaczego, ale czułam, że muszę ograniczyć kontakt z przyjaciółmi. A zwłaszcza z Niall'em i Louisem. Oni byli dla mnie najbardziej "niebezpieczni". Horan znał skrawek mojej przeszłości, ten, w którym uczestniczył. A Tomlinson... w nim było coś dziwnego. Czułam jakby znał każdą moją tajemnicę i jakby umiał czytać mi w myślach, co z jednej strony jest absurdalne, lecz  z drugiej moje przeczucia mnie nigdy nie zawodzą. 
       Doszliśmy do sali, w której byłam umówiona z Samem. 
- No, dzięki za to, że mnie odprowadziłeś, ale teraz chyba już dam sobie radę. - uśmiechnęłam się lekko, żeby złagodzić ostrość tych słów. Szatyn spojrzał na mnie przenikliwie.
- Dlaczego nas unikasz, Floro? - spytał łagodnie. Poczułam, że zamieram. Odwróciłam wzrok.
- Nie wiem, o czym mówisz. - powiedziałam i z rozmachem otworzyłam drzwi. Z mojego gardła wydobył się głośny krzyk, a wzrok znajdował się raz na podłodze, a raz na ścianie.
       Ciało, które leżało na ziemi, należało do mojego małego Sama. Jego ręce i nogi zostały w bestialski sposób odcięte od tułowia i porozrzucane po całej sali. Tak samo było z jego głową, która postawiona była na biurku i patrzyła na mnie szeroko otwartymi, szaro-niebieskimi oczami. Na ścianie natomiast napisana była wiadomość, przeznaczona tylko dla mnie.
Powróciłem.

Louis:

       Gdy Flora krzyknęła, w dwóch susach znalazłem się przy niej. Widząc to, co przed chwilą zobaczyła, sam miałem ochotę krzyknąć, ale musiałem zachować zimną krew. Przytuliłem krzyczącą i szlochającą dziewczynę i odsunąłem ją od drzwi tej nieszczęsnej sali. O mój Boże, co ona musi teraz czuć.
- Nie! To nie może być prawda! - szlochając, wykrzykiwała słowa niedowierzania i jednocześnie okładała mnie pięściami po klatce piersiowej. - Tylko nie Sam! Nie mogę znów stracić bliskiej mi osoby!
- Flora, uspokój się! - poprosiłem łagodnie, zamykając ją w niedźwiedzim uścisku. - Już nikogo nie stracisz! Masz wciąż Jo, Evie, Gwen, mnie, Zayna, Harry'ego. Masz też Niall'a!
-Ty nic nie rozumiesz! - wrzasnęła rozpaczliwie i jeszcze bardziej się rozpłakała. Wtedy przybiegli tutaj Niall, Evangelina i Zayn, a za nimi biegli Jo, Harry i Gwen. Osłupieli na widok stanu w jakim znalazła się Flora.
-Co się stało? - spytała przestraszona Josie.
- Zobaczcie sami. - kiwnąłem głową w stronę sali i przytuliłem mocniej Florę, która zadrżała i zaszlochała głośniej. Zauważyłem spojrzenie Niall'a. Pomieszanie zazdrości, szoku, współczucia i czegoś, czego do końca nie potrafiłem rozpoznać i zrozumieć. 
       Wszyscy byli wstrząśnięci. Zayn nawet poszedł po dyrektorkę. Kiedy wilkołak zniknął, Mercer odsunęła się ode mnie. Cała się trzęsła, a z jej oczu wypływały kolejne łzy. Zachwiała się niebezpiecznie, ale kiedy chciałem ją złapać, szybszym okazał się Niall. Czasem zapominam, że jest wampirem. 
- Wezmę ją stąd. - powiedział blondyn, patrząc w moje oczy. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami. Kiedy wyczułem, że kieruje nim jedynie troska o moją byłą podopieczną, kiwnąłem wolno głową. Przytulając rozdygotaną dziewczynę, poprowadził ją w stronę skrzydła sypialnego.
- Mój Boże... - wyszeptała Evie, gdy para wampirów znalazła się już poza wampirzym zasięgiem słuchu. - Biedny Sam... Biedna Flora! Co ona teraz musi przeżywać...
- Może pójdziemy do niej, jakoś ją pocieszyć? - zaproponowała cicho Gwendolyn. Harry pokręcił głową.
- Niall jest przy niej. - oznajmił, kładąc na jej ramieniu dłoń w uspokajającym geście. - Myślę, że dobrze się nią teraz zaopiekuje.
- Też tak myślę. - dodałem. - Ale jeśli chcecie, to przecież jutro możemy do niej pójść, kiedy już pierwszy szok minie.
- Dobrze. - panna Cairstairs spuściła głowę, a kaskada jej ciemnych, prawie czarnych włosów, przysłoniła jej bladą twarz.
       Przyszła dyrektor Collins, która była zdziwiona tak licznym zbiorowiskiem jakie tworzyliśmy, ale zaraz to zdziwienie przerodziło się w szok, gdy zobaczyła to, co my wcześniej. Naprędce jej szybko streściłem, jakim cudem tu się znaleźliśmy teraz, a nie dopiero w poniedziałek na lekcji. Kiedy skończyłem swój monolog, kobieta kazała nam rozejść się do swoich pokoi i nikomu, absolutnie nikomu, nie mówić o tym co tu "zaszło".
       Wszyscy martwiliśmy się o Florę. Jak ona sobie z tym poradzi? Przecież już raz straciła wszystkie bliskie jej osoby i to w bardzo podobny sposób. Ale... Niall jest przy niej. On się nią zaopiekuje. Chociażby przez wzgląd na to co ich kiedyś łączyło. Chociaż... po jego wzroku dzisiaj, dostrzegłem, że nadal żywi do niej jakieś uczucia. 
       Westchnąłem. Martwię się o Florę, ale tylko jak o swoją byłą podopieczną. W końcu przez osiemnaście lat byłem jej Aniołem Stróżem, a potem przez ponad wiek przemierzałem za nią świat, chcąc odkupić swoje winy. I chyba będę musiał to robić nadal. Z tą myślą zasnąłem. 


------------------

hej, nie wróciłam do domu ale dodaję od koleżanki. ogólnie to wszystko siema ! :D

poniedziałek, 3 lutego 2014

7. So many questions and a zero answers.

[...] podczas gdy każdy z osobna człowiek stanowi zagadkę nie do rozwiązania, to w skupisku staje się matematycznym pewnikiem. - Arthur Conan Doyle. 


Niall:

       Przez całą drogę do pokoju Mercer zastanawiałem się, dlaczego nie pozwoliłem Louisowi zanieść dziewczyny do jej sypialni. Na pewno wszystkich zdziwiłem swoim zachowaniem, jednak najbardziej zdziwioną osobą w tym towarzystwie, byłem ja. Nie rozumiałem swojego postępowania. Tu z jednej strony nienawidzę brunetki, a z drugiej najpierw chcę ją przeprosić za rano, potem gdy widzę jak przytula Sama, robi mi się jej żal, a teraz to. Co się ze mną dzieje? Nie mam pojęcia, westchnąłem w myślach, stając przed drzwiami do jej pokoju. Przytrzymując jedną ręką śpiącą wampirzycę, drugą otworzyłem jej sypialnię. Zawsze panuje tu taki porządek. Wszedłem do środka i ostrożnie położyłem ją na łóżku. Wtedy przekręciła się i powoli otworzyła oczy.
- Horan? - mruknęła, przecierając oczy. - Jak ja się tu znalazłam?
- Przyniosłem cię tu. Nikt nie chciał cię budzić.
      Lepiej nie będę jej mówić, że nie zgodziłem się na to, aby to Louis ją tu przyniósł. Jeszcze by sobie pomyślała nie wiadomo co.
- Dziękuję. - powiedziała, czym wprawiła mnie w osłupienie. 
- Nieważne. Słuchaj, Mercer, jeśli chodzi o rano, to... - wyraźnie spięła się na samo wspomnienie, mimo to nie mogłem się już wycofać. - ... chciałem cię... przeprosić. 
- Co? - spojrzała na mnie zszokowana. 
- No przepraszam, że tak wybuchłem i urządziłem ci awanturę przy całej szkole.
       Uff, nareszcie to z siebie wyrzuciłem.
- A czy pomyślałem choćby przez chwilę o tym, jakie mogą być konsekwencje tego, że zaczęliśmy mówić o przeszłości przy naszych przyjaciołach? - spytała chłodno. - Przecież nie wiedzą, że znaliśmy się wcześniej, zanim tu trafiliśmy. Teraz, znając nasze szczęście, zaczną drążyć. A uwierz mi, że nie mam najmniejszej ochoty opowiadać o tym, co nas kiedyś łączyło. - odwróciła wzrok.
       Miała rację. Zagalopowaliśmy się, oboje.
- Zajmę się tym. - oznajmiłem niepewnie. Naprawdę miałem zamiar się tym zająć. Nie wiedziałem tylko, czy mi się to uda.

Flora:

       Wszędzie było ciemno. Nic nie widziałam, a do moich uszu docierały jedynie niewyraźne szepty. Gdzie ja jestem? - spytałam w myślach. W chwili gdy to pomyślałam, rozbłysło rażące światło, przez które musiałam zasłonić oczy. Byłam coraz bardziej poirytowana i jednocześnie przestraszona. Kiedy mój wzrok już powoli przyzwyczaił się do tej jasności, mogłam się w spokoju rozejrzeć. Nagle poczułam, że ogarnia mnie czyste przerażenie i trwoga. Nie... to nie prawda. Znajdowałam się w swoim wielkim starym domu w Belfaście. W miejscu mojej rodzinnej tragedii, która rozegrała się tu dokładnie sto trzydzieści jeden lat temu. W moje urodziny minie sto trzydziesty drugi rok, odkąd moja rodzina nie żyje. Pokręciłam głową, chcąc odgonić natrętne wspomnienia tamtego dnia i skupiłam się na otaczającej mnie teraźniejszości. Chociaż teraźniejszością tego nie można nazwać. Czyżbym miała wizję? Nawet jeśli, to przeszłości, a nie przyszłości.
- Mylisz się, droga Florence O'Casey. - tuż przy moim uchu rozległ się męski szept, od którego przeszły mnie ciarki. Doskonale znałam ten głos. Należał on do osoby, której nienawidzę z całego serca. Jeszcze bardziej niż Horana. Alexander. - Tak, to ja, moja droga kuzyneczko. Ja powróciłem. I jestem bliżej ciebie niż ci się wydaje.
- Nie, to nieprawda! - krzyknęłam w przestrzeń. Rozległ się szyderczy śmiech. Chciałam się odwrócić, ale nie mogłam, bo przede mną zaczęła rozgrywać się scena, której nie chciałam widzieć.
       Horan, w samych spodniach, z bosymi stopami i bez koszulki, cały we krwi i nieprzytomny, przymocowany był do średniowiecznego koła tortur, a nad nim stał Alexander w całej swej postaci, z dziwnym nożem w dłoni. Uśmiechał się do mnie mściwie.
- Ten nóż, to jedyna skuteczna broń na wampiry. Także zadziałałaby na ciebie, a raczej na twoją wampirzą połowę. Dzięki niemu mogłabyś na powrót stać się tylko czarownicą. Ale z drugiej strony, mógłby on pozbawić życia twojego ukochanego.
       Dla potwierdzenia swoich słów, wbił Niall'owi ostrze, prosto w serce. Blondyn krzyknął przeraźliwie, jednak po chwili zamilkł, a jego głowa bezwiednie zwisała w dole.
- Nie! - krzyknęłam, a po moich policzkach pociekły gorące łzy rozpaczy.
       Kuzyn zaczął się okrutnie śmiać. Już miała się na niego rzucić, z zamiarem bolesnego i bezlitosnego rozszarpania go, jednak w tej samej chwili obudziłam się zdyszana i zlana potem w swoich pokoju.
        Alexander powrócił. I jest w tej szkole. To niemożliwe! Przecież sama, własnoręcznie go zabiłam! A nawet jeśli to prawda, to tym bardziej teraz nie mogę pozwolić, by jakakolwiek prawda o mnie wyszła na jaw. I muszę obmyślić, jak skutecznie bronić się przed moim kuzynem, nie narażając przy tym życia moich przyjaciół. I Niall'a.

Harry:

       Ta dyskusja, którą prowadziliśmy zaraz po wyjściu Flory i Niall'a, była bez sensu. Nie mieliśmy żadnego punktu zaczepienia oprócz tej wymiany zdań w jadalni. Nie tylko to było zastanawiające. Intrygujące było to, że kiedy o tym rozmawialiśmy, Louis zrobił się dziwnie milczący i szybko się zmył. Ciekawe, czy on coś wie? A jeśli tak, to czemu to przed nami ukrywa? Przecież jesteśmy przyjaciółmi, nie powinniśmy mieć przed sobą sekretów. Prawda?
       Westchnąłem bezgłośnie i przetarłem dłonią twarz. Leżałem tak od pół godziny w swoim pokoju i próbowałem zasnąć, ale po mojej głowie chodziło zbyt dużo pytań bez odpowiedzi i przypuszczeń bez żadnego pokrycia, że nie dane mi było wybrać się do krainy Morfeusza. Zawsze byłem dociekliwy i każdą zagadkę, jaka stanęła na mojej drodze, musiałem rozwiązać. Głównie to mnie sprowadziło do tej szkoły. Moja nieposkromiona ciekawość. Znajdą się również inne powody, dla których znalazłem się tutaj. Nie miałem łatwego życia, jak pewnie większość moich kolegów. Musiałem codziennie walczyć o przetrwanie, musiałem nie dać się zabić. Komu takiemu? To może na razie pozostanie moją małą tajemnicą. Im mniej osób o tym wie, tym lepiej dla wszystkich. 
       Jest jednak osoba, która intryguje mnie bardziej niż rozmowa Flory i Niall'a. Pewna dziewczyna od dłuższego już czasu nawiedza mnie w snach, jak i na jawie. Jest niższa ode mnie, sięga mi zaledwie do ramienia. Ma długie falujące ciemne, prawie czarne włosy i piękne szare oczy, które przypominają mi srebro lub migoczące na niebie gwiazdy. Jej nosek słodko się marszczy, kiedy nad czymś mocno główkuje. A gdy się uśmiecha, moje serce najpierw robi dwa salta w przód i jedno w tył, a potem podchodzi mi do gardła. Ona jedyna umie sprawić, że się rumienie i jąkam, choć umiejętnie staram się to ukrywać. Jak do tej pory nie miałem odwagi nawet zaprosić ją na randkę, ale mam nadzieję, że to się zmieni w krótkim czasie. 


I oto siódemka! Mamy nadzieję, że się Wam podobał :)
Od następnego rozdziału wszystko zacznie się... komplikować, ale tylko tyle Wam zdradzę!
Dobra, to jak na razie tyle.
Liczę na komentarze, bo wiecie, to naprawdę każdy komentarz to duży kopniak dla nas i mamy więcej motywacji do pisania :).
Ok, to już wszystko na dziś.
Do zobaczenia wkrótce!
Kat xx.