piątek, 31 października 2014

16. Night of sincerity.

Szczerość to często najlepsze wyjście.
Prawda lepsza od kłamstwa niekiedy, nawet jeśli
to miałaby być najgorsza prawda. - Kat Smith, współautorka tego bloga


Zayn:

        W sobotni wieczór byłem kłębkiem nerwów. Siedząc w pokoju Flory zastanawiałem się czy przyjaciele bardzo się wkurzą, gdy niespostrzeżenie się wymknę. Przyglądałem się, jak Liam zapalał świeczki, rzucając na nie jednocześnie zaklęcie prawdy, kiedy nagle opanował mnie spokój. Co ma być to będzie, pomyślałem. Payne ma rację co do jednego. Między nami jest za dużo tajemnic, sekretów. Jeśli nasza przyjaźń ma przetrwa, musimy odkryć wszystkie karty. Inaczej się nie da. Gdy Liam już wszystko przygotował usiedliśmy w kręgu. Każdy z nas miał przed sobą świeczkę. 
- Zaczarowałem te świeczki tak, że dopóki nie wyjawimy prawdy, nie zgasną, a gdy będziemy kłamać, płomień będzie coraz większy. - wyjaśnił szatyn, siadając koło Sophie. - To... kto pierwszy?
- Mogę ja. - powiedziałem cicho. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem opowiadać, chcąc mieć to już za sobą. - Wywodzę się ze starego rodu wilkołaków, nad którym ciąży... pewna klątwa. Każdy męski potomek w pewnym momencie... zatraca się w swej wilczej naturze i staje się niebywale niebezpieczny dla otoczenia. Tak niestety było również z moim ojcem. W końcu i nad nim przejął kontrolę wilk. Przemieniał się co chwila i ciągle polował na zwierzęta, jak i ludzi. W którymś momencie całkowicie oszalał i zaatakował moją matkę, a potem uciekł. Zniknął z naszego życia, czego akurat nie żałuję. Boję się, że ja też się taki kiedyś stanę. Przez to staram się trzymać wszystkich na dystans.
- Cóż... Z nami ci to jednak nie wyszło. - uśmiechnęła się blado Jo. Odwzajemniłem ten uśmiech. 
- No, nie wyszło. - westchnąłem i nagle moja świeczka zgasła. Jakby ktoś nagle dmuchnął.
- Ok. Kto następny? - spytał cicho Liam.
- Ja.


Evie:

       Wszyscy spojrzeli na mnie w oczekiwaniu na historię, jednak ja wpatrywałam się tępym wzrokiem w płomień mojej świeczki, który drgał delikatnie i jakby nerwowo, ucieleśniając stan mojej duszy. Czułam jak zżera mnie strach, ale wycofać się nie mogłam z danego słowa. Muszę to powiedzieć. Zaczerpnęłam powietrza, choć wcale nie musiałam.
- Ja... różnię się trochę od innych znanych mi wampirów. Potrafię coś, czego oni nie umieją, a przynajmniej tak mi się wydaje. Odkryłam to, gdy młoda, miałam może szesnaście lat. Spotykałam się w tedy z synem pewnego wiejskiego kupca o imieniu Joseph. Nie wiedział, że jestem wampirzycą, nigdy się o tym nie dowiedział, mimo że wiele razy chciałam mu to wyznać. Wtedy nie umiałam jeszcze tak dobrze opanować żądzy krwi. Pewnego dnia Joe skaleczył się mocno w palec. Powstrzymywałam się tak długo jak mogłam, jednak gdy w końcu dotarł do mnie zapach jego krwi, taki metaliczny, ale jednocześnie trochę słodkawy, wpadłam w szał i rzuciłam się na niego z obnażonymi kłami. Nie wypiłam dużo, ale tak się bałam, że pochodzenie mojej rodziny wyjdzie na jaw... Zaczęłam gorączkowo szeptać do Joe, patrząc mu przy tym głęboko w oczy, żeby zapomniał o tym dniu, że nic takiego nigdy nie miało miejsca. Zemdlał, a ja przerażona uciekłam stamtąd. Następnego dnia Joe pojawił się pod moim domem. Uśmiechnięty, wesoły. Jakby nie pamiętał poprzedniego dnia. I tak było. Joey w ogóle nie pamiętał, że jestem wampirem i, że napiłam się jego krwi.
- Wykasowałaś mu to wspomnienie? - spytała szeptem Gwen. 
- Tak. Tamtego dnia odkryłam, że potrafię kasować lub modyfikować czyjeś wspomnienia. Jednak tylko ludzi. Na osoby ze Świata Cieni nie działa to w żaden sposób.
         Gdy zamilkłam, płomień mej świeczki zgasł, jakby ktoś dmuchnął lekko lun zawiał wiatr. Odczułam ulgę. Było trudno, ale dałam radę. W końcu to moi przyjaciele.
- No to może teraz ja opowiem wam bajeczkę.


Liam:

- Ja... nie od urodzenia jestem czarnoksiężnikiem. 
- Jak to? - spytała zdziwiona Sophie. 
- Do dziesiątego roku życia byłem zwykłym chłopcem. - podjąłem opowieść. - Nie miałem kompletnego pojęcia, że wampiry czy wilkołaki istnieją. Gdy skończyłem te dziesięć lat, pojechaliśmy z rodziną na wycieczkę za miasto. Kiedy wieczorem wracaliśmy do domu, mieliśmy wypadek. Wszyscy trafiliśmy do szpitala, a ja byłem w stanie krytycznym. Wiem, że to zabrzmi bardzo dziwnie, ale przeżyłem śmierć kliniczną. Byłem w tym stanie dziesięć minut i lekarze mówili, że to cud, gdy powróciłem do żywych. Powróciłem jednak odmieniony. W szpitalu odkryłem, że widzę aury innych ludzi i jeśli człowiek miał słabą psychikę, mogłem czytać w jego myślach. Kiedy wróciłem do domu odkryłem, że posiadam również inne moce. Na przykład, gdy denerwowałem się, coś spadało z półek, gasło światło lub coś pękało. Gdy skończyłem czternaście lat, przez przypadek użyłem mocy w szkole i wtedy dowiedziałem się od takiego jednego chłopaka, że jestem czarnoksiężnikiem i istnieje coś takiego jak Świat Cieni. - westchnąłem.
- Dlaczego wcześniej nie mówiłeś o tym? - w głosie Sophii zabrzmiał smutek. 
- Bo się bałem. - uśmiechnąłem się gorzko.
- Czego?
- Tego, że mnie nie zaakceptujecie. W końcu wy wszyscy należycie do tego świata od urodzenia. Ja praktycznie się do niego wkradłem, wprosiłem.
- Oj, głupoty gadasz! Nawet tak nie mów! - oburzył się Harry. - Nigdzie się nie wprosiłeś i nie próbuj tak więcej myśleć, bo cię normalnie strzelę!
          Uśmiechnąłem się, gdy moja świeczka zgasła. I czego ja się tak bałem? Przecież to moi przyjaciele.
- Dobra, to teraz moja kolej na zwierzenia.

Jo:

- Mój ojciec... - wzięłam głęboki wdech. Raz kozie śmierć, zaczęłam to trzeba skończyć. - Mój ojciec był naprawdę znakomitym czarnoksiężnikiem. Zyskał nawet tytuł Mistrza Zaklęć i Uroków* w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym drugim.
- Zaraz, zaraz. - wtrąciła się cicho Flora. - Twój ojciec to Arthur Smythe? TEN Arthur Smythe? Jedna z legend magii?
- Czy taka z niego legenda to nie wiem, ale tak. To mój ojciec. - uśmiechnęłam się ironicznie. - Ale wolałabym, żeby nie uzyskał tego cholernego tytułu. Starszyzna wywierała na nim zbyt dużą presję, a to był w gruncie rzeczy słaby psychicznie człowiek. Przez to popadł w alkoholizm i został nałogowym hazardzistą. Wpędzał nas w coraz większe długi, które moja matka do tej pory spłaca. Gdy miałam cztery lata, mama w końcu powiedziała dość. Pamiętam, że urządziła mu wtedy karczemną awanturę, bo znowu się spił. W tym pijackim szale, w który wpadł zaczął na oślep rzucać różnymi zaklęciami, nie zawsze dozwolonymi. Zniszczył nasz dom, potem spakował się i odszedł od nas.
- Och, Josie... - westchnęła Evangelina.
- Nie mówiłam nigdy o tym, bo bardzo nie lubię tego wspominać.
- To zrozumiałe. - powiedział łagodnie Louis. 
- Przepraszam, że nigdy wam o tym wcześniej nie powiedziałam. Chciałabym, żeby Arthur nie był moim ojcem. Żeby nigdy nie stanął na drodze mojej matki. A najlepiej, żeby nigdy nie uzyskał tego pieprzonego tytułu Mistrza, bo nawet na niego nie zasługiwał.
- Nie masz czego żałować. Jego strata. Na pewno teraz żałuje swojego zachowania sprzed kilkunastu lat. - stwierdziła z przekonaniem Gwenny.
       Zrobiło mi się ciepło na sercu. Dopiero teraz dostrzegłam jakich wspaniałych mam przyjaciół. Spojrzałam na zgaszoną świeczkę i odczułam ogromną ulgę.
- No to może teraz ja?

Harry:

- Wiecie, że jestem strasznie ciekawski. - wszyscy uśmiechnęliśmy się blado, słysząc ten wyszukany eufemizm. - Chociaż ta ciekawość kiedyś mnie prawie zabiła. I to dosłownie. Mój ojciec to najbardziej tajemniczy człowiek na świecie. Ani ja, ani moja mama nic nie wiedzieliśmy o jego przeszłości, ani o tym czym się zajmuje na co dzień. Zacząłem drążyć. Najpierw delikatnie podpytywałem ojca, jednak za każdym razem umiejętnie mnie zbywał. Raz, że nie ma czasu. Innym razem, że musi gdzieś pilnie wyjść. To tylko bardziej podsycało moją ciekawość. Musiałem się dowiedzieć, co takiego on ukrywał przed nami. Przeszukałem jego rzeczy. Znalazłem różne listy, zdjęcia różnych ludzi, które zrodziły jeszcze więcej pytań. Posunąłem się nawet o tego, że śledziłem ojca. Wtedy odkryłem, że mój ojciec współpracuje z nefilską... mafią? Sektą? Nie mam pojęcia jak to nazwać. Ci "ludzie" tępili wampiry, wilkołaki, czarownice i demony. - zauważyłem, że Gwen mimowolnie zadrżała, więc ścisnąłem jej dłoń. - Upadłych nie ruszali, bo w końcu muszą mieć jak tworzyć nowe pokolenia nefilim. Ojciec dowiedział się, że ja o wszystkim wiem i próbował mnie zabić.
- Że co?! - w głosie Nialla kryło się niedowierzanie, ale i złość. 
- Kilka razy próbował się mnie pozbyć. - wzruszyłem ramionami. - Ostatni raz był tuż po moich siedemnastych urodzinach. Zaraz po tym mama spakowała mnie i przysłała do tej szkoły, żeby mnie przed nim ukryć.
- I to wszystko opowiadasz z takim spokojem? - spytała Sophie.
- To jest przeszłość. Bolesna, nawet bardzo, ale jednak przeszłość. To już się wydarzyło i nic na to nie poradzę. Nie mogę zmienić przeszłości. 
          Nie musiałem patrzeć na świeczkę, by wiedzieć, że zgasła cichutko.
- Mogę teraz ja? Chcę mieć to już za sobą...

Gwen:

       Czułam przyjemne ciepło, rozchodzące się po całym moim ciele, które płynęło od dłoni Harry'ego. Dodawało mi to potrzebnej otuchy. Zaczerpnęłam głęboko powietrza.
- Tato zabronił mi o tym mówić, chociaż Flora jako jedyna z was o tym wie. Przyszedł jednak czas, byście wszyscy się dowiedzieli. 
- O czym zabronił ci mówić twój tata? - spytała Evangelina.
- W demonicznej społeczności jest tak, że każdy demon powinien... płodzić dzieci z demonicą i na odwrót. Ale mój tata podczas jednej ze swoich podróży, spotkał moją matkę i się w sobie zakochali po uszy. Wiedząc, że nasza społeczność nie zaakceptuje jego związku z człowiekiem, zerwał wszelkie kontakty ze swoją rodziną i znajomymi i wraz z moją matką zamieszkali w Kanadzie, gdzie się urodziłam.
- Ale romantyczna historia. - westchnęła Jo.
- Dalej nie do końca rozumiem dlaczego tato zabronił ci o tym mówić. - powiedział Louis.
- Gdyby jakiś czysto krwisty demon dowiedział się, że jestem mieszanką demona i człowieka, lekko mówiąc, mielibyśmy przechlapane. 
- Przechlapane?
- Jeśli demon spłodzi potomka ze śmiertelnikiem i inny demon się o tym dowie, ma on obowiązek donieść o tym Najwyższemu Władcy. - wyjaśniłam cicho.
- Ale dlaczego? - dociekał Harry.
- Bo to jest surowo zabronione, a kara za to bardzo okrutna. Rodzice mnie tu wysłali, by na wszelki wypadek mnie ukryć, ale i tak często się z nimi widuję. Mam do was prośbę. Nie myślcie o tym, co wam tu powiedziałam. Niektóre demony potrafią czytać w myślach. 
       Moja świeczka, tak jak kilka chwil wcześniej Harry'ego, zgasła.
- No! Chyba nadeszła moja kolej.

Sophie:

- Często zachowuję się jak złośliwa zdzira w stosunku do innych, ale to wynika z tego, co zdarzyło się w przeszłości. Jak zauważyliście, jedyną osobą, przed którą zdołałam się otworzyć, jest Liam. - uśmiechnęliśmy się do siebie z szatynem. - Gdyby nie on, prawdopodobnie w tej chwili nie byłoby mnie w tej szkole.
- Dlaczego? - nadawcą tegoż pytania był Niall.
- To ma związek z przeszłością, z wydarzeniami, kiedy miałam cztery lata. Mieszkałam wtedy z rodzicami w stolicy Bułgarii, tam gdzie się urodziłam. Byliśmy szczęśliwą rodziną. Tata, mama i ja. Jednak pewnego razu tata, zupełnie przez przypadek, wplątał się w jakąś aferę z nefilską mafią. Wkrótce złożyli mu wizytę i zlecili zadanie i dali mu czas do namysłu. Nie zgodził się wykonać polecenia, bo nie zgadzał się z ich chorymi poglądami. Boss się wkurzył i zamordował, za pośrednictwem swoich podwładnych, moich rodziców z zimną krwią. Przez cały czas chowałam się w szafie i przez uchylone drzwiczki wszystko widziałam.
- Czemu mi tego wcześniej nie powiedziałaś? - spytał cicho Liam, jednak zignorowałam go.
- Zaczęłam się tułać po świecie, po różnych rodzinach zastępczych. W żadnej nie zostałam dłużej niż rok. Nikt mnie nie chciał, bo prawie w ogóle się nie odzywałam i cały czas notowałam coś w swoim małym notesiku. Nocami zawsze tropiłam tych, którzy zabili moich rodziców, bardzo często się przemieszczali. Ale na żaden konkretny ślad nigdy nie trafiłam. 
- To dlatego taka jesteś. - oświeciło Gwen. - Po prostu boisz się tego, że jak za bardzo się do kogoś zbliżysz, to ta osoba po jakimś czasie odejdzie i zostawi cię jak tamte rodziny.
- Byłabyś dobrym psychoanalitykiem. - zauważyłam z bladym uśmiechem.
- Tak, to prawda. To może teraz ktoś zanalizuje moją historię?

Niall:

       Ciekawiła mnie reakcja przyjaciół na to, co miałem zamiar zaraz im wyjawić. A w szczególności interesowało mnie, jak zareaguje Flora, gdy wspomnienia powrócą. Powiodłem wzrokiem po wszystkich twarzach i na siedmiu z nich widniał wyraz niesamowitego napięcia.
- Pół wieku temu - zacząłem cichym głosem. - dokładniej w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym siódmym roku we Florencji, we Włoszech, spotkałem pewną wampirzycę, pracującą jako wróżka. Przyszedłem z kolegami z oddziału, tak dla czystej zabawy. Wróżka zafascynowała mnie. Swoim delikatnym dotykiem, gdy chwyciła moją rękę, chcąc coś w niej zobaczyć. To w jaki sposób marszczyła nos, wpatrując się intensywnie w moją dłoń. To jak spojrzała na mnie, gdy przepowiadała mi przyszłość. I to, gdy powiedziała mi, że jestem taki jak ona. Najpierw mnie to zdziwiło, ale gdy przyjrzałem jej się dokładnie zrozumiałem, że to również wampirzyca. Nim zdążyłem się spytać o imię, musiałem już wracać do jednostki. Jednak, gdy nastał zmierzch, wróciłem tam. Musiałem dowiedzieć się, kim jest ta fascynująca niewiasta. No i dowiedziałem się. Wróżka nazywała się Mercer. Flora Mercer. - rozległo się chóralne Jak to?! a w oczach wspomnianej brunetki zalśniły łzy. Kontynuowałem dalej, nie odrywając od niej wzroku. - Od razu ją polubiłem, była inna od wampirzyc, które do tej pory pojawiały się w moim długim życiu. Była silna, niezależna, wygadana oraz tajemnicza i chyba to mnie w niej najbardziej pociągało. Ta aura tajemniczości. Nic więc dziwnego, że w krótkim czasie się w niej zakochałem, jak się okazało z wzajemnością. Był tylko jeden zasadniczy problem. Nie mówiła nic o swojej rodzinie i pochodzeniu. Zawsze unikała tego tematu jak ognia. Jednak pewnego dnia wygadała się, prawdopodobnie niechcący, że jest przemienionym wampirem, a cała jej rodzina nie żyje. Pokłóciliśmy się strasznie, padło wtedy wiele przykrych i bolesnych słów, których bardzo żałuję, ale czasu nie cofnę. Pięćdziesiąt lat później ponownie spotkałem ją w tej szkole, ale obiecałem sobie wcześniej, że nigdy jej nie wybaczę. Niedawno jednakże dotarło do mnie, że mogła mieć powody, żeby mi tego nie wyjawić.
- Niall... - zaszlochała bohaterka mojej historii. - Ja... miałam powody... Ale...
- Jakie powody? - spytałem łagodnie. 
- Ja wiem jakie. - wtrącił się Louis. 
- Co?!
- Zaraz wam to wytłumaczę. 

Louis:

- Jak dobrze wiecie, jestem Upadłym Aniołem. Jednak zanim zostałem... strącony, byłem Stróżem pewnej młodej czarownicy. Tak, to o ciebie chodzi, Flo.
- Co? - zawołała zszokowana, by po chwili na jej twarzy pojawił się zrozumiały dla mnie gniew.
- Opiekowałem się tobą przez osiemnaście lat, od dnia twoich narodzin, w tym samym stopniu co twoi rodzice. Chroniłem cię na tyle, na ile to było możliwe.
- To dlaczego, do cholery jasnej, nie ochroniłeś mnie albo chociaż mojej rodziny, kiedy skończyłam osiemnaście lat?! - warknęła zrozpaczona. Doskonale rozumiałem targające nią uczucia.
- Ponieważ zostałem napadnięty przez dwa demony wysłane przez twojego kuzyna. - wyjaśniłem najspokojniej jak umiałem. A to nie było łatwe.
- Alex... - wyjąkała, a jej twarz stała się niemal przezroczysta.
- Tak. Tego samego dnia, gdy o wszystkim się dowiedziałem, Najwyższy Archanioł strącił mnie z Nieba i odtąd stałem się jednym z Upadłych.
- No dobrze, ale to i tak nie tłumaczy skąd wiesz o tym, co łączyło Florę i Nialla we Włoszech. - zauważyła Evangelina.
- Kiedy spadłem, chcąc odkupić swoje winy względem Flory, zacząłem podążać za nią po świecie, żeby móc ją chronić i obronić w razie czego tak, jak nie zrobiłem tego wtedy. - spuściłem wzrok. 
- Czyli dlatego pojawiłeś się tutaj, tak krótko po mnie?
- Tak. I wiem też, tak samo dobrze jak ty, kto stoi za śmiercią Sama i atakiem na Nialla. - dolna warga Flo zadrżała. - Flora, nie możesz już tego ukrywać.
- Mogę. - burknęła buńczucznie. Zaraz jednak westchnęła smętnie, a po jej policzkach stoczyły się słone łzy. - Nie ma mowy. Nic nie powiem.
- Owszem, możesz. Flo...
       Spojrzała na mnie wzrokiem tak pustym, że się przestraszyłem. Miałem nadzieję, że sama powie wszystko. Nie chcę o tym mówić, Flora powinna to z siebie wyrzucić.

*Mistrz Zaklęć i Uroków - tytuł przyznawany za wybitne osiągnięcia w tejże dziedzinie, jak na przykład stworzenie nowego zaklęcia.

I to BIG COME BACK!!!!
Cieszycie się? Bo ja bardzo :P
Mamy nadzieję, że podobał Wam się rozdział i osoby, które skomentowały poprzedni post, skomentują również ten rozdział. Oczywiście komentarze wszystkich osób są mile widziane :)
Zastrzegam jednak jedną rzecz: jeżeli będzie mało osób komentować, nie będziemy wstawiać dalszych rozdziałów. Piszemy tą historię głównie dla Was, więc to jest tak jakbyście nie doceniali naszej ciężkiej roboty.
No, to tyle! Wesołego Halloween!
I, mam nadzieję, do zobaczenia wkrótce! :)